Po świeże bułeczki na Dworzec Centralny i rowerem do opery

– Bardzo lubię być w Warszawie i myśleć tutaj. W stolicy jest najlepsze powietrze, miejsce na nowe pomysły – deklaruje reżyser teatralny, opowiadając o miejscach w Śródmieściu, w których czuje się najlepiej i które niechętnie opuszcza

Publikacja: 04.09.2009 13:35

Michał Zadara chciał mieć dom, „przez którego środek przejeżdża miasto”. I mieszka w samym centrum

Michał Zadara chciał mieć dom, „przez którego środek przejeżdża miasto”. I mieszka w samym centrum

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Z Michałem Zadarą spaceruje Dominika Węcławek

Zadara w stolicy się urodził. Długo jednak nie miał kontaktu z miastem – jako trzylatek wyjechał z rodzicami do Europy Zachodniej, a potem do Stanów Zjednoczonych. Z pierwszych lat pamięta więc niewiele.

– Działa przede wszystkim pamięć zmysłowa, bo choć mieszkałem na Muranowie, w pamięci utkwiły mi przede wszystkim bąble w asfaltowych chodnikach – mówi reżyser. – Dziś, gdy tylko spotykam gdzieś takie wybrzuszenia, uwielbiam po nich chodzić – kojarzą mi się z dzieciństwem.

[srodtytul]Ja tu mieszkam[/srodtytul]

Gdy po dwóch dekadach powrócił do Warszawy, zadomowił się w samym jej sercu.

[wyimek]Zamiast ciszy ma w domu nieustanny gwar ruchu ulicznego. Przyrównuje go do kojącego szumu morskich fal[/wyimek]

– Szukając dla siebie domu, powiedziałem, że chcę mieć mieszkanie, przez którego środek przejeżdża miasto. I znalazło się takie – mówi Zadara.

Za oknem ma więc Dworzec Centralny i – jak sam mówi – jedyną w Polsce dziesięciopasmową drogę.

– Dzięki niej Warszawa może udawać większą i bardziej kosmopolityczną, niż jest w rzeczywistości, ale ja to lubię – przyznaje twórca.

Zamiast ciszy ma w domu nieustanny gwar ruchu ulicznego. Przyrównuje go do kojącego szumu morskich fal. Zaś dzięki bliskości Centralnego czuje, jakby mieszkał na dworcu. – Mam tu sklepy czynne całą dobę. Idąc na miasto, zawsze przechodzę podziemiami. Czasem spotykam znajomych, którzy pytają mnie, gdzie znów wyjeżdżam. Zawsze odpowiadam, że nigdzie, że ja tu mieszkam i wyszedłem właśnie po świeże bułeczki – śmieje się Zadara.

Stanowczo sprzeciwia się też planom oczyszczenia tego miejsca. Lubi wszechobecny chaos i wielokulturowość, której tak mało w naszej stolicy.

[srodtytul]Gdzie te dzielnice?[/srodtytul]

Na razie w bliskim sąsiedztwie mieszkania ma możliwość spotkania się z ludźmi z całego świata i wsłuchiwania się w rozmowy, czasem prowadzone w kilku lub kilkunastu różnych językach.

– Tu na rogu mam kebab – reżyser pokazuje na skrzyżowanie al. Jana Pawła II z Chmielną. – Od panów z Libanu uczę się arabskiego. Mogę z nimi pogadać albo posłuchać, jak rozmawiają z innymi.

Zadarze brakuje w stolicy etnicznego fermentu, trochę też żałuje, że w naszym mieście nie nastąpił podział na dzielnice artystyczne, gejowskie czy chińskie. Są zalążki albo miejsca-wspomnienia. Takie jak okolice placu Grzybowskiego. Tam w ubiegłą niedzielę Zadara realizował – podczas festiwalu Warszawa Singera – swój projekt „Muzyka z pozostałości”.

Reżysera sam plac zadziwia jako pole nieustannej walki, na którym z jednej strony stoją kościół i liczne pomniki polskości, z drugiej są organizacje żydowskie usiłujące wskrzesić dawne tradycje.

– To jedyne miejsce, które potencjalnie mogłoby funkcjonować jako żydowska dzielnica w Warszawie – mówi Zadara. – Oczywiście teraz nie ma masy ludzi potrzebnych do tego, ale wciąż jest to ślad po żydowskiej stolicy. Tu można poczuć się pewniej i oddychać głębiej.

Działający tu Teatr Żydowski – zdaniem reżysera – nie wykorzystuje w pełni swego potencjału.

– Niby komplety są i widownia zawsze jest pełna, ale to nie jest teatr zwrócony ku współczesności, nie tworzy kultury takiej, jaką by mógł. A przecież współczesna kultura żydowska jest bardzo żywotna. Ja sam niezmiernie cieszę się z faktu, że Gołda Tencer zwróciła się do mnie z prośbą, bym zrobił projekt dla festiwalu Warszawa Singera.

[srodtytul]Pałacowa klątwa[/srodtytul]

Który teatr w takim razie preferuje Zadara? Trudno mu odpowiedzieć.

– TR Warszawa gra zbyt rzadko. Nie mogę powiedzieć: dziś mam ochotę tam zajrzeć, bo może akurat tego dnia nic tam nie grają – utyskuje twórca.

Dodaje, że najbliżej ma do Dramatycznego. Tu szczególnie ceni aktywność Pawła Miśkiewicza działającego nawet w czasie letniej przerwy. Teatr jednak sąsiaduje z Cafe Kulturalna, która ludzi teatru może – jak mówi reżyser – wykończyć.

– Wszyscy rozmawiają o tym, co zamierzają zrobić, albo o tym, co widzieli i jakie to było złe – zauważa.

Sam Michał Zadara także działa po sąsiedzku, w teatrze Studio, o którym z kolei mówi, że przydałaby mu się zmiana aranżacji wnętrz.

– Pałac Kultury i Nauki wydaje się być przeklęty architektonicznie – mówi. – Kiedy jest normalny dzień pracy, na dole odbywa się spektakl, na górze trwają próby i niby wszyscy są, ale nikogo nie widać. Są tylko puste korytarze i nie ma wrażenia, że coś tu się dzieje. Totalitarna architektura wysysa poczucie wspólnoty.

Z Teatrem Narodowym ma inny kłopot. Choć wystawianych jest tam dużo dobrych spektakli, to Zadara nie czuje się ich odbiorcą, a przy okazji nie czuje magii miejsca.

Obecnie częściej bywa w Operze Narodowej, dla której przygotowuje adaptację „Orestei” Iannisa Xenakisa. Najczęściej jednak spotkać go można w Instytucie Teatralnym.

– Maciej Nowak stworzył miejsce nieodkryte przez większość. Tu można sobie siedzieć w kawiarni na tarasie, w słońcu. Latem dochodzą dźwięki koncertów chopinowskich. Są dobra kawa i jedzenie. Lubię tu pracować, sprawdzać pocztę, czekać, aż ktoś znajomy się zjawi – wylicza zalety lokalu.

[srodtytul]Miasto idei[/srodtytul]

Zarówno do instytutu, jak i do opery, oraz na wszelkie inne spotkania reżyser dojeżdża na rowerze. Nie zraża go niedobór ścieżek rowerowych, zwłaszcza w ukochanym centrum. Jakoś sobie radzi. Ma też swoje ulubione trasy, na przykład na plac Zbawiciela, na którym niegdyś pomieszkiwał.

– Jadę wtedy przez Emilii Plater, Poznańską, Nowogrodzką. Mijam maleńkie uliczki, kawiarnie z ogródkami, ludzi idących do pracy, ale i prowadzacych normalne życie. Tu czuję wreszcie prawdziwe miasto – opowiada.

Jedyne, czego Warszawie brak, to spójna koncepcja rozwoju. – Wrocław wymyślił się na nowo. Mieszkańcy w to uwierzyli i teraz mają miasto, gdzie rozwija się edukacja i kultura, są też zagraniczne inwestycje – mówi reżyser, który miał okazję pracować w stolicy Dolnego Śląska.

Ale to jedyny poważny zarzut w stronę stolicy. – Porównywaliśmy ostatnio Nowy Jork, Kijów, wyspy greckie oraz Moskwę i okazało się, że Warszawa jest najfajniejsza – mówi Zadara.

Dlatego tak niechętnie ją opuszcza.

Z Michałem Zadarą spaceruje Dominika Węcławek

Zadara w stolicy się urodził. Długo jednak nie miał kontaktu z miastem – jako trzylatek wyjechał z rodzicami do Europy Zachodniej, a potem do Stanów Zjednoczonych. Z pierwszych lat pamięta więc niewiele.

Pozostało 96% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!