Literackim wydarzeniem lata w Polsce było z pewnością pierwsze pełne wydanie „Chamowa”, powieściowego dziennika, który Miron Białoszewski zaczął pisać w 1975 roku, zaraz po przeprowadzce z mieszkania przy placu Dąbrowskiego na dziewiąte piętro wieżowca na obrzeżach Saskiej Kępy. Białoszewski, zmuszony do porzucenia oswojonego przez siebie i przyjaznego otoczenia, przeniósł się do ciasnego mieszkania w mrówkowcu.
[srodtytul]Donosy na rzeczywistość[/srodtytul]
Nowa lokalizacja, hałaśliwi sąsiedzi, nieznane środowisko – wszystko to nie sprzyjało dobremu samopoczuciu. Autor „Pamiętnika z powstania warszawskiego” w pierwszych tygodniach swojego pobytu na Chamowie praktycznie nie wychodził z mieszkania, w oknie powiesił ciężkie, ciemne zasłony, przesypiał całe dnie. Powtarzał nieustannie: „Nie wiem, czy tu zostanę, czy nie ucieknę”. Szybko jednak początkowe wyobcowanie ustąpiło miejsca literackim natchnieniom – okres pobytu na Chamowie to intensyfikacja twórczości poetyckiej Białoszewskiego. „Ja stróż latarnik nadaję z mrówkowca” – pisał w jednym z ówczesnych wierszy. I rzeczywiście – poetyckie „donosy rzeczywistości” coraz szerszym strumieniem spływały z bloku przy ulicy Lizbońskiej.
Nowa perspektywa okazała się niezwykle inspirująca: „Co za panorama z 9 piętra na stojąco!”. Mistrz Miron ponownie otworzył się na świat – nieustannie wyglądał przez okno, podziwiał widoki, niczym detektyw myszkował po korytarzach dwunastoklatkowego bloku, podejmował wycieczki po najbliższej okolicy. Fascynowało go wszystko – śmietnik, plac zabaw, osiedlowe jeziorko, autobusy zawijające do pętli. Zwykły spacer czy nocna panorama Warszawy urastały do rangi poetyckich epifanii, stawały się symboliczne, ponadczasowe, metafizyczne.
[srodtytul]Blok – bohater[/srodtytul]