Gdyby 10 maja wybory prezydenckie odbyły się w sposób tradycyjny, przewodniczący każdej obwodowej komisji otrzymałby 500 zł diety, jego zastępcy po 400 zł, a szeregowi członkowie – 350 zł. PiS prze jednak do przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych, a z ustaleń „Rzeczpospolitej" wynika, że w takim przypadku stawki pójdą w górę. I to mocno.
Jak wysoko, tego jeszcze nie wiadomo, jednak wzrost może być kilku albo nawet kilkunastokrotny. Decydować ma o tym prosta matematyka. – Nowych komisji wyborczych tzw. gminnych będzie mniej, a na każdego członka przypadnie więcej głosów do przeliczenia. Zamiast 300 tys. ludzi, którzy trafiliby do tradycyjnych komisji, będzie ich około 25 tys., a budżet zostaje ten sam – mówi nasze źródło.
Gdyby próbować budżet przeznaczony na komisje tradycyjne po prostu rozdysponować między gminne, stawki wzrosłyby do około 6 tys. dla przewodniczącego komisji, 4,8 tys. – jego zastępcy, a 4,2 tys. – dla członków. W przypadku drugiej tury głosowania zostałyby wypłacone ponownie.
Czy tak się rzeczywiście stanie? – Decyzja w sprawie diet zapadnie w najbliższych dniach – mówi rzecznik PKW Tomasz Grzelewski.
PKW do wydania uchwały potrzebuje podstawy prawnej, jaką jest ustawa o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r. Projekt tkwi jeszcze w Senacie, który na głosowanie nad nim ma czas do 6 maja.