[b]Rz: Kiedy otrzymała pani propozycję przygotowania wieczoru chopinowskiego, nie pomyślała pani, że to zwariowany pomysł? [/b]
[b]Misia:[/b] Wręcz przeciwnie, bardzo zapaliłam się do tego projektu, ale od razu postanowiłam, że nie przerobię muzyki Chopina na fado. Zabrzmiałaby karykaturalnie, mimo że jest w niej wiele melancholii i smutku. Powiedziałam też organizatorom Festiwalu Beethovenowskiego, że nie zamierzam być artystycznym dziwolągiem na siłę dopasowanym do imprezy poświęconej muzyce klasycznej. To, co zaśpiewam, musi być naturalne i tylko moje.
[b]Widzę też, że uprzedza pani fanów fado, żeby nie czuli się zawiedzeni. To będzie nietypowy wieczór z panią w roli głównej.[/b]
Prawdziwe fado wymaga gitary portugalskiej, a w zespole, z którym wykonam Chopina, jej nie będzie. Mamy fortepian, gitarę elektryczną i skrzypce, a nasz projekt to prawdziwe joint venture, w którym uczestniczą muzycy z Buenos Aires oraz z Neapolu, ja sama mieszkam obecnie na przemian w Barcelonie i Lizbonie. A do tego wszystkiego specjalne wizualizacje przygotowuje na ten koncert Szwajcarka Nives Widauer. Połączyła nas muzyka o ciemnych barwach, w której jest cierpienie.
[b]A więc w klimatach fado.[/b]