Piękna pogoda i długi weekend związany z Dniem Niepodległości nie zachęcały do udziału w głosowaniu. Mimo to w sobotę (ze względu na różnicę czasu wybory w USA odbywają się dzień wcześniej) do urn poszło 37 tysięcy osób.
Niektórzy głosowali pierwszy raz od ponad 20 lat. – Długo nie brałem udziału w wyborach. Nie głosowałem nawet na amerykańskiego prezydenta, ale teraz sytuacja jest taka, że zdecydowałem się pomóc swojemu faworytowi – mówi "Rz" Stanisław Parciński ze stanu Maryland, który po głosowaniu robił sobie pamiątkowe zdjęcia przed Ambasadą RP w Waszyngtonie.
– Musieliśmy zagłosować na swojego kandydata – przekonywali "Rz" Ewa i Wiesław Wuttrich, turyści, którzy, by móc głosować, wzięli z Polski specjalne zaświadczenia.
– Nie możemy zmarnować następnych pięciu lat – mówiła z kolei mieszkająca w Nowym Jorku Krystyna PiotrkowskaBreger. Jej zdaniem katastrofa smoleńska rozbudziła współczucie dla rodziny Kaczyńskich i mogła wpłynąć na wybór pewnej grupy ludzi. – Mam jednak nadzieję, że reszta jest zdroworozsądkowa i zadba o to, co się będzie działo w kraju – dodawała.
– Oddanie całej władzy w ręce jednej partii mogłoby zachwiać procesami demokratycznymi. Dla mnie są one szczególnie ważne, bo śledząc ostatnie wydarzenia w Polsce, mam poważne wątpliwości co do kompetencji rządzących – stwierdził Sławomir Korzan. Podobne opinie wyrażało wielu głosujących.