Tyle że takiego pomysłu uczczenia ofiar kwietniowej katastrofy związek nie zgłasza. Wojciech Grzeszek, szef małopolskiej „S“, chciałby upamiętnić te osoby, ale nie przez dopisek na krzyżu, pod którym krakowianie modlili się i składali kwiaty.
– Był taki luźny pomysł w maju, ale teraz to wyłącznie sugestie dziennikarza lokalnej „Gazety Wyborczej“. – mówi. – Teraz chodzi raczej o tablicę umieszczoną obok krzyża. Nie chcemy robić niczego wbrew krewnym ofiar. Możliwość dopisania słów „Smoleńsk 2010“ na krzyżu pod Wawelem już budzi emocje.
– To zmieniłoby charakter krzyża, do którego jesteśmy tak przywiązani. „S“ należy się wdzięczność za to, że postawiła go w Krakowie 20 lat temu, ale my też mamy do niego prawo, bo łączą nas więzy krwi z ofiarami NKWD – mówi Zbigniew Siekański, prezes Krakowskiej Rodziny Katyńskiej.
Nie widziałaby w takim napisie niczego złego Zuzanna Kurtyka, żona zmarłego w katastrofie prezesa IPN, współzałożycielka Stowarzyszenia Katyń 2010. – Przecież jedna tragedia wpisuje się w drugą – mówi „Rz“.
Adam Macedoński, twórca Instytutu Katyńskiego, którego stryja zamordowało NKWD, też nie miałby nic przeciwko napisowi na krzyżu. – To byłaby pieczęć łącząca te tragedie – mówi.