Kierownik lotów na wieży lotniska Siewiernyj Paweł Plusnin 10 kwietnia o godz. 8.39 rosyjskiego czasu (dwie godziny przed katastrofą) nawiązał kontakt z majorem Kurtincem. Próbował się dowiedzieć, czy "jest coś nowego w sprawie Polaków".
Według rosyjskich źródeł Kurtiniec jest oficerem operacyjnym jednostki w Twerze. Ze stenogramów wynika, że obecny wówczas na wieży pułkownik Nikołaj Krasnokutski o godz. 9.19 dzwonił do swojego przełożonego Władimira Sipko. Jest on szefem bazy lotniczej garnizonu Migałowo w Twerze. Był informowany o lądowaniu polskiego Tu-154. W rozmowie z Sipką Krasnokutski wymienił nazwisko Aleksandra Marczenki, szefa służby prasowej głównego zarządu Ministerstwa do spraw Sytuacji Nadzwyczajnych Rosji w obwodzie smoleńskim. Krasnokutski powoływał się na prognozy pogody w tym regionie podane przez tę instytucję. Tłumaczył swojemu przełożonemu: "mówili, że mgły być nie powinno".
Podczas tej rozmowy Sipko wymienił nazwisko Frołowa. Chodziło o pilota rosyjskiego iła-76, który próbował wylądować na lotnisku w Smoleńsku przed polskim Tu-154M. Według rosyjskiej telewizji Pierwyj Kanał Oleg Frołow jest pilotem z 30-letnim stażem. Po katastrofie polskiego tupolewa mówił dziennikarzom: "Nie widziałem ani pasa, ani ziemi, dlatego postanowiłem lecieć na zapasowe".
O godz. 9.45 telefonistka kontaktowała się z wieżą w Smoleńsku, szukała Krasnokutskiego. Anonsowała, że chce z nim rozmawiać Bieniediktow. Według rosyjskiej prasy Władimir Bieniediktow jest majorem z lotniczego pułku wojskowo-transportowego w Smoleńsku, który został rozformowany w 2009 r.
Przed katastrofą z Bieniediktowem rozmawiał przez telefon także Siergiej Kokariew, szef smoleńskiej jednostki wojskowej obsługującej niegdyś pułk lotniczy.