Miliony Egipcjan świętowały w weekend odejście prezydenta Hosniego Mubaraka, który pod presją masowych demonstracji po 30 latach rządów podał się w piątek do dymisji. Kiedy pierwsza fala euforii opadła, ludzie protestujący od 18 dni na placu Tahrir w Kairze zaczęli się rozchodzić do domów. Kilkuset jednak pozostało, zapowiadając, że będą się domagali spełnienia obietnic rady wojskowej, która przejęła władzę.
– Czekamy na zniesienie obowiązującego od 20 lat stanu wyjątkowego i wypuszczenie więźniów politycznych. Zostaniemy, aż te warunki zostaną spełnione. Obawiamy się, że generałowie przejmą władzę – mówił jeden z demonstrantów. Wojsko próbowało ich usunąć z placu, ale wtedy doszło do przepychanek i żołnierze się wycofali.
[wyimek]Część demonstrantów nadal czeka na zniesienie stanu wyjątkowego[/wyimek]
Na pozostałej części placu zaczęło się wielkie sprzątnie. Setki osób zamiatały ulice i zbierały odpadki. – Moje marzenia się spełniły. Teraz posprzątamy i zostawimy plac w takim stanie, w jakim był poprzednio – mówił Nur Chersza, 24-letni student. W niedzielę przywrócono na placu Tahrir ruch samochodowy, ale kierować nim musi żandarmeria wojskowa. Znienawidzona policja wciąż nie może się pokazywać na ulicach. Policjanci są oskarżani o represje i tortury w czasach reżimu i o próbę brutalnego stłumienia demonstracji, w wyniku której zginęło ponad 300 osób.
Stojący na czele rady wojskowej marszałek Mohamed Hussein Tantawi polecił nowemu szefowi MSW Mahmudowi Wagdy, by policja jak najszybciej zaczęła pomagać w pilnowaniu porządku. W niedzielę funkcjonariusze próbowali się pojednać ze społeczeństwem. 1500 policjantów demonstrowało przed siedzibą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, żądając publicznej egzekucji byłego szefa MSW Habiba al Adliego. Kilkudziesięciu funkcjonariuszy z kwiatami w rękach wkroczyło na plac Tahrir, skandując: „Policja i obywatele ramię w ramię“ i „Nie jesteśmy zdrajcami“. Szybko jednak zostali przegonieni.