Po naciśnięciu przycisku "uchod" można odejść na autopilocie znad lotniska, na którym nie ma systemu precyzyjnego lądowania ILS (pozwala lądować przy braku widoczności). Ma to wynikać z pierwszego eksperymentu na Tu-154M o numerze 102, przeprowadzonego we wtorek przez komisję Jerzego Millera badającą katastrofę smoleńską. Te rewelacje podał w piątek "Nasz Dziennik".
– Nie informujemy o przebiegu eksperymentu i wnioskach, jakie z niego płyną. Komisja przedstawi je w końcowym raporcie – mówi "Rz" Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSWiA.
Cisza w kabinie
Z odczytów czarnych skrzynek rozbitego Tu-154 wynika, że dowódca kpt. Arkadiusz Protasiuk na 20 sekund przed katastrofą wydał komendę "odchodzimy", chcąc przerwać lądowanie (tupolew był kilkadziesiąt metrów nad ziemią). Ale samolot dalej zniżał lot. W kabinie zapanowała dziwna cisza, jakby załoga zamilkła zaskoczona brakiem reakcji maszyny.
Eksperyment miał wyjaśnić, jakie przyciski wcisnęli piloci i jak zareagował samolot. Eksperci lotnictwa dotąd sugerowali, że Tu-154 się nie poderwał, bo leciał na autopilocie. A skoro w Smoleńsku nie było ILS, tupolew nie mógł zareagować.
Wtorkowy eksperyment komisji Millera wykonany nad lotniskiem w Powidzu ma temu przeczyć i potwierdzić, że maszyna powinna się wznieść.