Zostały cztery wolne miejsca w finałach i ośmiu chętnych. W piątek zagrają pierwsze mecze, we wtorek rewanże. Portugalia walczy z Bośnią (transmisja z Zenicy w Orange Sport o 20), Chorwacja z Turcją, Irlandia z Estonią, Czechy z Czarnogórą. I właściwie w żadnej parze nie ma faworyta, bo nawet Estonii niesionej euforią po eliminacjach w grupie skreślać nie wolno. Gdy Chorwaci grali z Turcją w ćwierćfinale Euro 2008, trzeba było karnych, żeby rozstrzygnąć, że Turcy są lepsi. Portugalczycy grali z Bośnią w barażach o mundial 2010, wygrali dwa razy po 1:0, ale dziś Bośniacy są mocniejsi niż dwa lata temu, a oni słabsi.
Stawką są miliony euro – za Euro 2008 PZPN dostał od UEFA ok. 40 mln złotych, co turniej wypłaty są wyższe – i szansa na historyczny sukces w przypadku Czarnogóry, Bośni, Estonii, które jeszcze nigdy w wielkim turnieju nie grały.
Najwięcej do stracenia ma Portugalia. Ostatnie Euro bez niej było w 1992 roku, taką serię mają wśród uczestników baraży jeszcze tylko Czesi. Ale oni nie mają Cristiano Ronaldo i tylu gwiazd w najlepszych klubach. Gdyby wyceniać reprezentacje według sum transferowych, mogłoby się okazać, że Portugalczycy są najdrożsi w Europie.
Piłkarzy, którzy kosztowali 20 mln euro i więcej, jest tu na pęczki – w samej obronie trzech – ale nie ma ducha. Ojczyzna w potrzebie, a kłótnie i pranie brudów się nie kończą. Przed decydującymi meczami eliminacji posłuszeństwo trenerowi Paulo Bento wypowiedział Ricardo Carvalho, a przed barażami do selekcjonera wystrzelił wywiadem w „A Bola" Jose Bosingwa.
Obrońca Chelsea w kadrze nie gra już od kilku miesięcy, dotychczas o powodach nieobecności nie chcieli mówić głośno ani on, ani trener. Ale Bento ostatnio wspomniał, że Bosingwa jest niestabilny emocjonalnie i piłkarz nie wytrzymał. Powiedział, że reprezentację zżera konflikt trenera z piłkarzami, że Bento jest niezdolny do kierowania grupą.