– Robienie ćwiczeń stabilizacyjnych pół godziny przed meczem to już chyba tylko pokazówka – mówił w Klagenfurcie, obserwując rozgrzewkę reprezentacji Polski, Andrzej Juskowiak, obecnie komentator TVP.
Sprzęt, jakiego używają zatrudnieni przez PZPN fizjolodzy z Athltetes' Performance, robi wrażenie. Z niektórymi przyrządami większość kadrowiczów nigdy nie miała do czynienia. Praca na treningach na wszystkich działa jednak tak samo.
– W meczu z Łotwą mieliśmy ciężkie nogi, bo naprawdę ćwiczenia są bardzo wyczerpujące. Brakowało nam świeżości, nie przyspieszaliśmy tempa gry. Mamy jednak zaufanie do naszych trenerów i liczymy na to, że efekty przyjdą na pierwszy mecz z Grecją – mówi „Rz" Adrian Mierzejewski.
Gra bez piłki
Zaufanie do fizjologów ma też Franciszek Smuda. Uwierzył w metody, które do Europy po raz pierwszy sprowadził Juergen Klinsmann przed mistrzostwami świata w 2006 roku i oddał swoich piłkarzy we władzę komputerów, analiz krwi i markerów zmęczenia.
Po meczu z Łotwą zapowiedział, że nie odpuści zawodnikom ciężkiej pracy, bo Euro trwa dłużej niż dwa dni i trzeba się do niego odpowiednio przygotować. – Nie wyobrażam sobie, żeby w Lienzu przygotowywać się jak przed sezonem. Ci piłkarze, którzy dużo grali w swoich klubach, muszą bazować na tym, co wyćwiczyli wcześniej. Euro powinno być po prostu przedłużeniem sezonu – mówi „Rz" Robert Lewandowski, który do Austrii dotarł w poniedziałek.