Hiszpańska fiesta bez końca

Jeśli to nie jest drużyna wszech czasów, to która nią była? Wygrała trzeci finał z rzędu. I zrobiła to tańcząc

Publikacja: 02.07.2012 02:49

Nudna, nudna Hiszpania. Znów Iker Casillas podniósł puchar. Znów Sergio Ramos cieszył się w koszulce ze zdjęciem swojego zmarłego przyjaciela Antonio Puerty. Znów w bohaterach meczu można było przebierać i pokonani ani na chwilę nie przestali być tłem.

Włosi płakali, gdy sędzia już ich od tej męki uwolnił. Tylko Mario Balotelli oszalał i chciał biec do szatni, odpychając trenera Cesare Prandellego. Ale nawet wtedy nie udało mu się znaleźć w centrum uwagi na długo. Na boisko właśnie wbiegły dzieciaki w hiszpańskich koszulkach, by się cieszyć ze swoimi ojcami. Potem Ramos pobiegł do hiszpańskich kibiców z płachtą, którą mu przysłał na Ukrainę zaprzyjaźniony matador Alejandro Talavante. Tańczył przed nimi, a oni krzyczeli „Ole!". „Arrivederci" Włochom odśpiewali już w 70. minucie.

Nikt wcześniej nie wygrał równie wysoko finału Euro ani mundialu. Wczoraj 3:0 RFN ze Związkiem Radzieckim sprzed 40 lat przestało być rekordem. I tamte Niemcy z lat 70. przestały być drużyną, która była najbliżej zdobycia trzech wielkich tytułów z rzędu. Hiszpania już je ma, a to był jej najłatwiejszy finał. Niewyobrażalnie łatwy, jeśli się pamięta, co o tej drużynie podczas Euro pisano.

Co miała najlepszego, zachowała na finał. Wytykano jej, że nudzi i opada z sił, a zabawiła się z Włochami. Wróciła do Barcelony, do jej łatwości przyspieszania przed polem karnym rywala. Do tego wirusa, rozsiewanego przez piłkarzy nieprzywiązanych do żadnej pozycji, który od czterech lat oszukuje wszystkie systemy obrony. Do Xaviego z trzema asystami, lidera, którego Michel Platini wyściskał przed dekoracją zwycięzców jak syna.  Tylko Andres Iniesta nie musiał do Barcelony wracać, bo on się z niej nie ruszył podczas Euro na krok. Był piłkarzem turnieju, symbolem tego, ile dla Hiszpanii znaczy zdjęcie z pierwszego meczu z Włochami, gdy jest sam, a wokół niego wianuszek rywali. W finale można było takie zdjęcia robić seriami.

To Iniesta zaczął akcję, po której padł pierwszy gol. Nie było wątpliwości, czy lepszy jest on, czy Andrea Pirlo. Inne wątpliwości też zostały rozstrzygnięte. Nikt już Vicente del Bosque nie zapyta, dlaczego nie wystawia typowego napastnika. Po co, jeśli w jego drużynie nawet najdrobniejszy  David Silva może strzelić gola głową, a boczny obrońca Jordi Alba czuje się z piłką przy nodze tak mocny, że strzela obok Gianluigiego Buffona bez chwili zawahania.

Tak padły pierwsze dwa gole, jeszcze przed przerwą. A potem wszedł napastnik w kryzysie, Fernando Torres, strzelił trzeciego gola w turnieju, został królem strzelców razem z aż pięcioma innymi piłkarzami. Mógł zostać samodzielnym, ale gdy miał przed sobą Buffona, zamiast go mijać,  podał do innego rezerwowego, Juana Maty. I to była Hiszpania w pigułce: sami gwiazdorzy, a drużyna bez gwiazd.

Vicente del Bosque został pierwszym trenerem, który wygrał mistrzostwo Europy, świata i Ligę Mistrzów, tę ostatnią dwa razy. I jak słusznie zauważył jeden z angielskich komentatorów, będzie ostatnim, który nam o tym przypomni. Oddano mu tę drużynę w 2008 roku, by skarbów, które się Hiszpanii trafiły, nie roztrwonić. A on je jeszcze pomnożył, ani na chwilę nie wysuwając się z cienia piłkarzy.

Bramek dla Hiszpanii mogło być więcej, m.in. z nieodgwizdanego karnego na początku drugiej połowy, po ręce Leonardo Bonucciego, albo po podaniu Iniesty, też po przerwie, gdyby je Fabregas przyjął jak należy i został sam przed Buffonem.

Włosi też mieli swoje szanse na początku meczu. Ale Iker Casillas był tam, gdzie trzeba i Zinedine Zidane pozostaje ostatnim piłkarzem, który strzelił Hiszpanii gola w fazie pucharowej, w mundialu 2006.

W obronie za to Włosi grali jak sparaliżowani, pozwolili, by przy pierwszym golu Fabregas po podaniu Iniesty dośrodkował spod linii bocznej z siłą strzału, a Silva przystawił głowę. Najbardziej symboliczny był jednak drugi gol. Xavi czekał z piłką, Jordi Alba się rozpędzał, nie było obok żadnego innego hiszpańskiego piłkarza i żadnego innego rozwiązania. Obrońcy wiedzieli, co się stanie: Alba wbiegnie między nich, a Xavi poda mu idealnie w tempo. Nie byli w stanie nic zrobić. Alba minął obronę już z piłką przy nodze.

Wtedy mecz się skończył, zaczęła parada kosztem Włochów. Pechowców, bo już w 21. minucie stracili przez kontuzję Giorgio Chielliniego, a od 59. grali w dziesiątkę: wykorzystali już wszystkie zmiany, gdy rezerwowy Thiago Motta musiał zejść z kontuzją po ledwie dwóch minutach gry.

Ale ich największym pechem było to, że trafili na taką Hiszpanię. Na drużynę odporną na wszystkie ciosy, mistrzów, którzy stworzyli własną piłkarską cywilizację.

Hiszpania – Włochy 4:0 (2:0)

Bramki:

D. Silva (14), J. Alba (41), F. Torres (84), J. Mata (88).

Żółte kartki:

G. Pique (Hiszpania); A. Barzagli (Włochy). Sędziował P. Proenca (Portugalia). Widzów 64 000.

Hiszpania:

Casillas – Arbeloa, Pique, Ramos, Alba – Xavi, Busquets, Xabi Alonso – Silva (59, Pedro), Fabregas (75, Torres), Iniesta (87, Mata).

Włochy:

Buffon – Abate, Barzagli, Bonucci, Chiellini (21, Balzaretti) – Pirlo – Marchisio, Montolivo (57, Motta), De Rossi – Balotelli, Cassano (46, Di Natale).

Powiedzieli:

Vicente del Bosque, trener Hiszpanii

Wygrać trzy turnieje z rzędu – to wydaje się niemożliwe. Gratulacje dla piłkarzy, że tego dokonali. Byliśmy w finale lepsi, od początku kontrolowaliśmy przebieg meczu. Po pierwszej bramce Włosi rzucili się do ataku, ale zareagowaliśmy właściwie. Utrzymywaliśmy się długo przy piłce, naciskaliśmy na nich. Rozegraliśmy świetny turniej i jesteśmy bardzo szczęśliwi. Myślę, że Hiszpania jest zadowolona i dumna z naszej drużyny. Daliśmy rodakom wielką radość. Naprawdę nie chciałem być trenerem, który wygrywa, tylko takim, który uczy. To historyczny sukces hiszpańskiego futbolu, ale teraz musimy patrzeć w przyszłość i zakwalifikować się do mundialu w Brazylii.

Cesare Prandelli, trener Włoch

Musieliśmy się mierzyć z niesamowitą drużyną. Oni są mistrzami świata. Hiszpanie byli lepsi pod względem fizycznym. My nie mieliśmy czasu, aby odzyskać siły po czwartkowym półfinale z Niemcami. Nie zdążyliśmy się zregenerować przed spotkaniem z tak silnym rywalem. Przy stanie 0:2 nasza sytuacja była już naprawdę bardzo, bardzo trudna. Gdy straciliśmy Thiago Mottę i musieliśmy grać w dziesięciu, mecz się dla nas skończył.

Nudna, nudna Hiszpania. Znów Iker Casillas podniósł puchar. Znów Sergio Ramos cieszył się w koszulce ze zdjęciem swojego zmarłego przyjaciela Antonio Puerty. Znów w bohaterach meczu można było przebierać i pokonani ani na chwilę nie przestali być tłem.

Włosi płakali, gdy sędzia już ich od tej męki uwolnił. Tylko Mario Balotelli oszalał i chciał biec do szatni, odpychając trenera Cesare Prandellego. Ale nawet wtedy nie udało mu się znaleźć w centrum uwagi na długo. Na boisko właśnie wbiegły dzieciaki w hiszpańskich koszulkach, by się cieszyć ze swoimi ojcami. Potem Ramos pobiegł do hiszpańskich kibiców z płachtą, którą mu przysłał na Ukrainę zaprzyjaźniony matador Alejandro Talavante. Tańczył przed nimi, a oni krzyczeli „Ole!". „Arrivederci" Włochom odśpiewali już w 70. minucie.

Pozostało 87% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!