Po upływie dwóch i pół roku od katastrofy Tu-154, w której życie straciło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński z małżonką, wciąż pytań i wątpliwości jest więcej niż odpowiedzi.
Śledztwo
Od początku cieniem na wyjaśnianiu przyczyn narodowej tragedii położyła się rezygnacja ze wspólnego polsko-rosyjskiego badania katastrofy i zgoda na badanie jej na podstawie załącznika 13. konwencji chicagowskiej o międzynarodowym lotnictwie cywilnym. Premier Donald Tusk twierdził, że innej możliwości nie było. Eksperci uważają, że można było skorzystać z łączącego Polskę i Rosję porozumienia z 7 lipca 1993 r. w sprawie ruchu samolotów wojskowych i wspólnego wyjaśniania katastrof, zawartego przez MON. Przewiduje ono współpracę obu krajów w razie takich zdarzeń jak katastrofa pod Smoleńskiem. Stawiałoby nas to po 10 kwietnia na silniejszej pozycji. Przyjęto jednak rozwiązanie, w wyniku którego Rosjanie dysponowali dowodami, przeprowadzali wszystkie kluczowe czynności procesowe, a polskim śledczym udostępniali jedynie to, co było dla nich wygodne.
Skrzynki i wrak
Chociaż są polską własnością, wciąż pozostają w Rosji. Mimo wielu próśb ze strony polskich śledczych Rosjanie nie wypożyczyli czarnych skrzynek, aby można je było zbadać. Polscy biegli mogli tylko wykonać kopie. A ze szczątkami tupolewa rosyjska strona obchodziła się skandalicznie. Najpierw miesiącami leżał pod gołym niebem i niszczał, dopiero po wielu monitach przykryli go wiatą. Pod pretekstem ułatwień w transporcie pocięli wrak piłą na mniejsze części, bezpowrotnie niszcząc dowody. Na nic zdały się także prośby ze strony polskiej o zwrot wraku.
Sekcje i ekshumacje
Polskich prokuratorów, którzy wieczorem 10 kwietnia przyjechali do Rosji, nie dopuszczono do sekcji zwłok, twierdząc, że już zostały wykonane. Jednak protokołów z sekcji nie przysyłali przez ponad rok. Dość szybko dostarczyli jedynie dokument z sekcji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w przypadku której również popełniono błędy. Prawdziwą skalę zaniedbań pokazały dopiero ekshumacje, które przeprowadzono ostatnio w Polsce. Okazało się, że doszło do zamiany zwłok części ofiar, które zostały pochowane nie w swoich grobach. Olbrzymie wątpliwości wywołał też zakaz otwarcia trumien po przywiezieniu ich z Rosji, o którym mówią rodziny.
Tajemnice wieży
Lawinę wątpliwości wywołało też zachowanie kontrolerów z wieży lotniska Siewiernyj. Utrzymywali załogę tupolewa w przekonaniu, że samolot jest na dobrej ścieżce i kursie, chociaż tak nie było. Tu-154 był przed lądowaniem ok. 30– 50 m od środka pasa startowego. Maszyna w kilku momentach była na innej wysokości niż wymagana. Kontrolerzy podawali też załodze mylne dane o pogodzie, za późno wydali komendę „horyzont" oznaczającą poderwanie samolotu. MAK nie dopatrzył się z ich strony zaniedbań. Ale w raporcie przyznał, że nie ma filmu wideo rejestrującego to, co działo się w wieży kontroli lotów. Powodem ma być „skręcenie (zwarcie) przewodów pomiędzy kamerą a magnetowidem". – Takie tłumaczenie budzi wątpliwości, bo kierownik systemu lądowania (Wiktor Ryżenko – red.) twierdził, że sprawdzał urządzenia i były sprawne. „Zaciętej" taśmy Rosjanie nam nie wydali.