– Był silnie związany z Polską, uczucia się w nim mieszały, z jednej strony trauma będąca wynikiem bolesnej przeszłości, zagłady Żydów w czasie wojny, z drugiej szacunek i miłość dla wielu ludzi, dla wielu przyjaciół i kolegów. Bardzo silne były też jego związki z Warszawą, z której pochodził i gdzie dorastał. Nie tylko z kulturą czy językiem, ale interesował się nawet pogodą w stolicy Polski – powiedziała „Rz" Tami Gutman, córka zmarłego historyka.
Israel Gutman urodził się w Warszawie w 1923 roku. Brał udział w powstaniu w getcie warszawskim, został w nim ranny. Potem był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych, w tym Auschwitz.
Po wojnie, dwa lata przed utworzeniem państwa izraelskiego, wyjechał do Palestyny. Dołączył tam do kibucu Lehawot Habaszan, którego członkiem był przez ćwierć wieku. W 1961 roku był świadkiem w czasie jerozolimskiego procesu Adolfa Eichmanna, niemieckiego zbrodniarza, głównego wykonawcy nazistowskiego planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej".
W Yad Vashem pełnił różne funkcje, był między innymi głównym historykiem. Pożegnał się z pracą w tym instytucie ledwie dwa lata temu. Był też profesorem historii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie.
Wielokrotnie udzielał komentarzy „Rzeczpospolitej", na temat stosunków polsko-żydowskich, historii czy Polaków zasłużonych dla ratowania Żydów, których Yad Vashem uznało za sprawiedliwych wśród narodów świata. Zmarł we wtorek, 1 października, między czwartą a piątą nad ranem. Od dwóch lat chorował na chorobę Alzheimera.