Reklama
Rozwiń
Reklama

Muridzi z Senegalu. Muzułmańskie lobby

W tym świętym mieście nie można palić, pić alkoholu ani przenocować w hotelu. Ale ci, co mieszkają w Toubie, nie płacą podatków i należą do najbardziej wpływowej wspólnoty w Senegalu.

Publikacja: 27.01.2014 08:44

Wielki Meczet w Toubie. Panuje tu niezwykła jak na Afrykę cisza, spokój, czystość. W mauzoleach przywódców wspólnoty czarnoskóre kobiety przykryte - najczęściej białą – cienką tkaniną modlą się oddzielone od mężczyzn. W przestronnych dziedzińcach między pomalowanymi niedawno w złote pasy kolumnami młodzi Afrykanie w kolorowych podkoszulkach czytają Koran.

Miasto, które jeszcze na początku lat 60., gdy Senegal uzyskał niepodległość, miało ledwie kilka tysięcy mieszkańców. Teraz jest ich tu sto razy, a może i dwieście razy więcej, lężąca w głębi kraju Touba stała się drugim co do wielkości miastem po stołecznym Dakarze, do którego jest stąd około 180 kilometrów.

Miasto, które jeszcze na początku lat 60., gdy Senegal uzyskał niepodległość, miało ledwie kilka tysięcy mieszkańców. Teraz jest ich tu sto razy, a może i dwieście razy więcej, lężąca w głębi kraju Touba stała się drugim co do wielkości miastem po stołecznym Dakarze, do którego jest stąd około 180 kilometrów.

Jedyna zachowana fotografia Bamby – w długiej białej szacie i białym zawoju na głowie, pochodząca prawdopodobnie z 1912 roku – zdobi wiele senegalskich ścian, nie tylko w Toubie, na jej podstawie wykonano też nalepki, zdobiące wnętrza samochodów.

Reklama
Reklama

- W muridach jest i kontemplacja, uduchowienie, charakterystyczne dla sufich, jak i zmysł praktyczny. Łączą to zgrabnie. Zaczynali w czasach kolonialnych jako rolnicy, specjalizujący się w uprawie orzeszków ziemnych, Francuzi zwali ich arachidowym bractwem. Potem opanowali wytłaczanie oleju z orzeszków, a w końcu zajęli się też biznesem na większą skalę, panują w senegalskim przemyśle rolnospożywczym, transporcie, usługach – opowiadał mi, zanim dotarłem do Touby, dr Djiby Diakhate, socjolog z prywatnej uczelni w Dakarze badający wspólnotę, sam zresztą murid.

Prężnymi przedsiębiorcami zostali dzięki nauczaniom Bamby i jego następców. - Wielu działa zgodnie z zasadą: ten jest dobrym muridem, kto pracuje. Praca to modlitwa, co niektórzy, zwłaszcza związani z odłamem Baye Fall, traktują dosłownie i nie poszczą w ramadanie, ani się nie modlą. I nie pielgrzymują do Mekki, wystarcza im pielgrzymowanie do Touby – dodał dr Diakhate.

W Toubie widziałem takich, co się modlą w tradycyjny sposób. Z jednym wyjątkiem - przewodnika z Wielkiego Meczetu, Mouhammeda, który należy do Baye Fall i jak większość jego przedstawicieli ma dredy na głowie. On się nie modlił i co chwilę prosił o pieniądze.

Natomiast 30-letni wnuk obecnego przywódcy Mouhammeda Lamine Mbacke jest zatopiony w modlitwie prawie bez przerwy. Na recytowanie Koranu wykorzystywał nawet czas, w którym tłumacz przekładał mi z języka wolof jego wypowiedzi: - Jesteśmy silnym lobby, bo mamy jednego przywódcę, któremu wierzymy i którego zaleceń się słuchamy – powiedział wnuk kalifa i wrócił do czytania arabskiego tekstu z żółtych stron świętej księgi.

We wszystkich tekstach, które przeczytałem, zanim trafiłem do Touby, była mowa o muridach jako bractwie muzułmańskim. Celowo małymi literami, by nie mylić z organizacją islamistów z Egiptu, która tam do lipca ubiegłego roku rządziła i miała swojego prezydenta Mohameda Mursiego, a potem została zepchnięta do podziemia przez armię.

- To błąd. Nie jesteśmy bractwem. Muridyzm to powrót do autentycznego islamu, powtórne odnalezienie drogi, którą przemierzał Prorok – powiedział mi na powitanie Mohamed Lamine Diouf, dyrektor Międzynarodowego Instytutu Studiów i Badań nad Muridyzmem.

Reklama
Reklama

Muridzi łączą duchowość z interesami, podobnie jak tradycyjny styl życia z nowoczesnymi technologiami. W meczecie, na dziedzińcach domów mężczyźni w różnym wieku siedzieli na dywanach, a ci, co są wyżej w religijnej hierarchii – na miękkich materacach, ubrani w skromne sabadory, i czytali Koran. Podobnie musieli wyglądać ich przodkowie przed stu laty, gdy żył Bamba.

Inny świat to ich media. Dyrektor Mouhamed Lamine Diouf oprowadził mnie po nowym studiu telewizji Al-Mouridiyyah. Jej programy można oglądać na Youtube, Google tv, iPhone'ach. Będzie pierwszą stacją w Senegalu nadającą w najnowocześniejszej technice cyfrowej.

Jerzy Haszczyński

Więcej niedługo w „Rzeczpospolitej"

Wielki Meczet w Toubie. Panuje tu niezwykła jak na Afrykę cisza, spokój, czystość. W mauzoleach przywódców wspólnoty czarnoskóre kobiety przykryte - najczęściej białą – cienką tkaniną modlą się oddzielone od mężczyzn. W przestronnych dziedzińcach między pomalowanymi niedawno w złote pasy kolumnami młodzi Afrykanie w kolorowych podkoszulkach czytają Koran.

Miasto, które jeszcze na początku lat 60., gdy Senegal uzyskał niepodległość, miało ledwie kilka tysięcy mieszkańców. Teraz jest ich tu sto razy, a może i dwieście razy więcej, lężąca w głębi kraju Touba stała się drugim co do wielkości miastem po stołecznym Dakarze, do którego jest stąd około 180 kilometrów.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Reklama
Wydarzenia
Poznaliśmy nazwiska laureatów konkursu T-Mobile Voice Impact Award!
Materiał Promocyjny
Twoja gwiazda bliżej niż myślisz — Mercedes Van ProCenter
Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępcy zwiększają skalę ataków na urządzenia końcowe – komputery i smartfony
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama