Jaka jest obecna sytuacja na półwyspie krymskim?
Leonid Pielunski: Panuje względny spokój, pomijając fakt, że rządząca w regionie ekipa ciągle zachęca ugrupowania, manifestujące pod hasłem: „Rosja". Podgrzewając separatystyczne nastroje na półwyspie, miejscowa elita chce ukryć to, że przez ponad dwanaście lat okradała budżet regionu. Problem polega na tym, że jutro nowe władze w Kijowie zapytają miejscowych kierowników rządzących na Krymie – co zrobiliście dla rozwoju regionu? Mogą jedynie pokazać swoje luksusowe wille, którymi zabudowali już całe południowe wybrzeże. Mogą ujawnić swoje wielomilionowe konta w zagranicznych bankach. Na przykład przewodniczący krymskiej Rady Najwyższej Władimir Konstantinow, który niedawno w Rosji mówił o oddzieleniu Krymu od Ukrainy, posiada ogromny kapitał w Holandii, gdzie od kilku lat prowadzi prywatne interesy.
Tak więc urzędnicy chowają się za plecami Rosji?
Oczywiście, bo Rosja jest dla nich ostatnią deską ratunku. Separatyzm na Krymie był tylko kwestią czasu. Lokalne władze przez wiele lat zezwalały na rosyjski wpływ w autonomii. Telewizja regionalna mówi jednym głosem z rosyjską telewizją państwową, lokalne portale, takie jak „echo", działają za rosyjskie pieniądze. Miejscowe gazety, takie jak „Krymska prawda" czy „Krymski czas", są również sponsorowane przez Rosjan. Prasa ta przez wiele lat prowadziła antyukraińską kampanię. Króluje tu rosyjska wizja sytuacji: na Majdanie faszyści i ekstremiści.
Tak więc scenariusz odłączenia Krymu jest możliwy...