Tygodnik "Wprost" opublikował dziś pierwszą godzinę nagranej przez nieznanych dotąd autorów rozmowy między Markiem Belką, a Bartłomiejem Sienkiewiczem. Miała ona miejsce w lipcu 2013 roku. Politycy omawiają m.in. ewentualne zmiany w ustawie o Narodowym Banku Polskim, pomoc NBP dla rządu PO oraz warunki, na jakich mogłaby ona nastąpić.
W nagranej rozmowie Belka ocenia m.in. ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego i tłumaczy, dlaczego pozostawienie go na stanowisku nie pozwoli na udzielenie pomocy rządowi przez NBP. Na początku minister spraw wewnętrznych przedstawia teoretyczną sytuację, z jego perspektywy tzw. "worst case scenario".
- Mamy dupę pogłębiającą się na poziomie budżetu państwa. OK, od karuzeli z kryzysu dzieje się to na tyle wolno, wszystko, wszystko działa, tylko problem polega na tym, że wpływy są opóźnione, wiemy, że jest buch, mniej pieniędzy niż tam, nie wiem, w 2015 r., pod koniec, ale na razie nie bucha, są sygnały, że idzie ku lepszemu, brakuje pieniędzy w budżecie, cięcia są niewystarczające. I mamy osiem miesięcy do wyborów. Jak zmniejszymy ten okres, to ten warunek jest bez znaczenia wtedy. I PiS ma 43 proc. w sondażu CBOS. Czyli, nie czarujmy się, idziemy w taki wariant, że tylko i wyłącznie ekonomika decyduje o ocenie stabilności kraju. Tylko wiemy, że to się skończy katastrofą, ponieważ zwycięstwo PiS-u oznacza ucieczkę inwestorów, pogorszenie się warunków finansowych - opisuje Sienkiewicz. - Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie? (Chodzi o ewentualny skup obligacji przez NBP - red.) Bo ja mam takie poczucie, że to jest wariant OK, ale on nie jest kompletnie hipotetyczny - dodaje.
Belka wyraża zainteresowanie tematem. Przyznaje, że podoba mu się taki sposób stawiania sprawy, bo nie dotyczy jedynie gospodarki, ale całej Polski. Wtedy Sienkiewicz dzieli się z nim obawami, że Rostowski się na realizację takich planów nie zgodzi. - Ja się boję w tej sytuacji jednej rzeczy, że na to wszystko kolega Rostowski mówi „w życiu!". „W życiu!", bo to nam zdewastuje opinię, bo to jest niewykonalne, bo tego nie wolno robić - żali się z Belce.
Wtedy prezes NBP zaczyna stawiać pierwsze warunki. - Po pierwsze, ja bym chciał mieć partnera, który się nazywa prezes Rady Ministrów, a nie minister finansów. Ja bym wtedy... Bo to oczywiście oznacza bardzo istotną zmianę w statusie, nie moim osobistym, bo ja to tam w ogóle wiesz... Tylko tej instytucji, co patronuję. I ja wtedy mówię premierowi: „Bardzo dużo jest możliwe". Mamy oczywiście tę pieprzoną Radę Polityki Pieniężnej, ale jesteśmy w stanie z nią zagrać. Ale wtedy moim warunkiem, excusez-moi, jest dymisja ministra finansów - mówi Belka i dodaje: - Wtedy zrobimy to, co trzeba, żeby uniemożliwić, mówiąc krótko, aby kraj to zrozumiał.