Rz: W Charkowie i Odessie doszło do zamachów terrorystycznych. To działania miejscowej ludności czy rozkazy Kremla?
Adam Eberhardt: Jest prawdopodobne, że mamy do czynienia z nową fazą konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, którego ważnym elementem staje się dywersja, w tym terroryzm. Po tym jak nie udał się prezydentowi Putinowi plan ustanowienia kontroli nad Ukrainą, w jego interesie leży pogrążenie niepokornego sąsiada w chaosie. Wbrew rosyjskim nadziejom okupowany Donbas w niewielkim stopniu destabilizuje Ukrainę, a stał się raczej przestrogą dla innych regionów świadczącą, jak wysoka jest cena prorosyjskiego separatyzmu. Terroryzm to bezpieczniejszy sposób destabilizowania południa i wschodu Ukrainy niż wysyłanie tam czołgów. Nie jest to oczywiście dowód potwierdzający, że Moskwa stoi za zamachami, ale raczej wciąż robocza hipoteza wynikająca z analizy interesów.
Mamy do czynienia ze zmianą taktyki rosyjskiej? Co Moskwa mogłaby chcieć dzięki zamachom osiągnąć?
Takie zamachy mogłyby służyć zastraszeniu społeczeństwa, a w rezultacie sprzyjać rozczarowaniu obecnymi władzami Ukrainy. To element generowania niestabilności, która i tak narasta w rezultacie katastrofalnej sytuacji gospodarczej. Z powodu deficytu węgla dochodzi do uciążliwych dla społeczeństwa przerw w dostawach energii. Rosji nie udało się rzucić Ukrainy na kolana militarnie, ale może zwiększać presję gospodarczą – pogłębiać słabość ukraińskiego państwa.
Takie ataki nie doprowadzą do odwetu ze strony Ukraińców?