Na największą aglomerację wschodniego wybrzeża spadło dużo mniej śniegu, niż pierwotnie prognozowano. Mimo to, główne media ciągle mówią o "historycznym" zimowym sztormie "Juno", bo wielki front atmosferyczny szaleje obecnie nad Nową Anglią.
Do 8 rano we wtorek (14-tej czasu warszawskiego) po mojej ulicy na przedmieściach Nowego Jorku, w małym miasteczku w New Jersey jeszcze nie przejechał żaden pług, ale rzut okiem za okno wystarczył aby się przekonać, że tym razem wielki śnieżny sztorm potraktował nas łagodnie, najwyraźniej przechodząc bokiem. Spadło kilkanaście, a nie kilkadziesiąt centymetrów śniegu, jak pierwotnie zapowiadano. Wystarczy więc kilkadziesiąt minut pracy z łopatą, aby odśnieżyć podjazd i wyjechać na ulicę. Pod warunkiem, że przejedzie po niej wcześniej odśnieżarka.
Nawet te stosunkowo niewielkie opady wystarczyły, aby sparaliżować życie kilkunastomilionowej aglomeracji. Zdjęcia zamieszczane przez znajomych na portalach społecznościowych pokazują, że w życie w Nowym Jorku praktycznie zamarło. Przez kilkanaście godzin miasto, które szczyci się hasłem, że nigdy nie zasypia, wyglądało jak opustoszałe – nawet na oświetlonym neonami Times Square pokazało się zaledwie kilku turystów, którzy wyszli z pobliskich hoteli. Od 11 wieczorem w poniedziałek obowiązywał zakaz poruszania się po drogach samochodów nienależących do służb ratowniczych. Stanęło także metro i podmiejskie kolejki dojazdowe, o komunikacji autobusowej nie wspominając.
Jeszcze w poniedziałek po południu Nowojorczycy zaczęli wcześniej wracać do domów aby zamknąć się w swoich mieszkaniach i przeczekać najgorsze. Dopiero we wtorek rano zaczęto stopniowo znosić zakaz wyjeżdżania na ulice oraz przywracać komunikację miejską. Zamknięte były jednak wszystkie szkoły, banki, urzędy, nie mówiąc o lotniskach. Telewizyjni reporterzy pokazywali nadal zupełnie opustoszałe terminale na głównych portal lotniczych – JFK, LaGuardii i w Newarku.
"Jeszcze w poniedziałek wieczorem meteorolodzy niemal jednym głosem mówili o co najmniej 60 centymetrach śniegu, które miały spaść na miasto. Dostaliśmy zaledwie jedną trzecią. Ale bezpieczeństwo było najważniejsze" – tłumaczył we wtorek rano burmistrz de Blasio.