Wybory wewnętrzne w PO wkraczają w kulminacyjną fazę. Nowego przewodniczącego byłej partii rządzącej poznamy już za trzy tygodnie. A od tego, kto tę walkę rozstrzygnie na swoją korzyść, będzie zależał kształt całej antyrządowej opozycji.
W tej chwili w partii panuje chaos. Choć posłowie starają się uspokajać sytuację i bagatelizować zagrożenie w postaci Nowoczesnej Ryszarda Petru, ostatnie sondaże wywarły na nich wrażenie. „Po ostatnich sondażach chyba nikt z nas nie ma już złudzeń: Platforma Obywatelska potrzebuje nowego sposobu działania. Musimy się zmienić, żeby znów zacząć wygrywać". Tymi słowami rozpoczął ostatni ze swoich listów do partyjnych działaczy Tomasz Siemoniak.
Hasło zmiany jest tym, które w walce o prymat w PO pada najczęściej. Wymienia je zarówno Siemoniak, jak i jego największy rywal Grzegorz Schetyna. Ten ostatni chce, by partia powróciła do swoich korzeni zarówno pod względem programowym, jak i organizacyjnym.
Obaj kandydaci chcą większych kompetencji dla lokalnych struktur partii i zwiększenia wewnętrznej demokracji.
„Proponuję wprowadzenie gwarancji statutowych nienaruszalności list wyborczych do samorządu przyjętych na poziomie lokalnym" – zapowiada Schetyna. „Listy wyborcze w wyborach do rad gmin i powiatów powstawały na szczeblu powiatów, bez ingerencji regionów" – wtóruje mu Siemoniak. Obaj chcą wzmacniać samorządy. Te przykłady dobrze pokazują, że oficjalnie prezentowane członkom partii programy Siemoniaka i Schetyny niewiele się różnią. W praktyce jednak różnic jest wiele.