– Wyrok nie jest sensacją, wszyscy byli na niego gotowi. W rosyjskich mediach Sawczenko stała się personifikacją złej, „banderowskiej" Ukrainy, kolektywnego wroga nad Dnieprem – powiedział „Rzeczpospolitej" moskiewski politolog Aleksiej Makarkin.
Prokurator żądał dla Ukrainki 23 lat, sąd jednak skazał ją na wyrok o rok mniejszy. – Nasi sędziowie lubią w taki symboliczny sposób podkreślić swoją niezależność. Zwyczajowo dają troszkę mniej, niż żądają prokuratorzy, by odróżnić się od oskarżycieli. Na przykład prokurator żąda dwóch lat, a sędzia skazuje na rok i 11 miesięcy. Czasami dla podkreślenia, że nie przepisują wprost aktu oskarżenia, sędziowie dają troszkę więcej, ale to bardzo rzadko – tłumaczy Makarkin dziwny wyrok.
Skazana Ukrainka kategorycznie odmawia składania apelacji, kwestionując w ogóle kompetencje rosyjskiego sądu. Swoją pogardę okazywała do ostatniej chwili, nie wstając na widok wchodzących sędziów – co powinna robić zgodnie z rosyjskim prawem.
Odczytywanie wyroku w salce prowincjonalnego sądu w Doniecku (niewielkiej, rosyjskiej mieścinie koło Rostowa nad Donem) w ostatniej chwili przerwano, gdyż Sawczenko zaczęła śpiewać po ukraińsku: „Więcej sądzić nie będziecie, sami w więzieniach wylądujecie!".
Formalnie porucznik ukraińskiej armii została skazana za współudział w zabiciu dwóch rosyjskich dziennikarzy 17 czerwca 2014 roku w pobliżu miejscowości Metalist koło Ługańska. Według oskarżycieli miała pełnić funkcję obserwatora ukraińskiej artylerii i specjalnie skierowała ostrzał na grupę cywilów. W sądzie zeznawało dwóch ługańskich bojówkarzy, którzy twierdzili, że tuż po ostrzale schwytali ją na wieży przekaźnikowej telefonii komórkowej, z której miała przekazywać informacje artylerzystom.