Siły zbrojne rządu zgody narodowej, jednego z kilku ośrodków władzy w Libii (ale jedynego mającego wsparcie ONZ) przejęły kontrolę prawie nad całą Syrtą, miastem w środkowej części kraju, które od dwóch lat było bastionem tzw. Państwa Islamskiego (zwanego również Daesh). W walkach o Syrtę oddziały libijskie miały wsparcie amerykańskiego lotnictwa (naloty były, jak mówił na początku sierpnia Barack Obama, w interesie USA).
W rękach oddziałów rządowych są najważniejsze ośrodki, w tym symboliczne – centrum konferencyjne Wagadugu, w którym dżihadyści mieli swój sztab. Wagadugu to stolica Burkiny Faso w Afryce Zachodniej. Skąd w arabskiej Libii taka nazwa? To pozostałość po obalonym w 2011 roku Muammarze Kaddafim, który urodził się w okolicach Syrty i tu także został zabity. Kaddafi chciał uczynić z miasta stolicę Stanów Zjednoczonych Afryki, na których czele chciał stanąć. Nie żałował miliardów z libijskiej ropy na wspieranie tych planów. Nic z tego nie wyszło. A po jego upadku Syrta wpadła w ręce islamistów, podobny los spotkał też rodzinne strony Saddama Husajna po jego upadku jako dyktatora Iraku.
Teraz tzw. Państwo Islamskie przegrywa zarówno w Iraku, w sąsiedniej Syrii, jak i w Libii.
Nad centrum konferencyjnym Wagadugu nie wisi już czarna flaga dżihadystów, lecz sztandar libijski. Nie oznacza to, że skończyły się problemy z Libią, niegdyś bardzo bogatym i spokojnym jak na Afrykę krajem. Na dodatek leżącym blisko Europy. Nadal panuje tam wojna i chaos.
Rząd zgody narodowej z siedzibą w bazie wojskowej w Trypolisie ma przeciw sobie nie tylko dżihadystów, ale i dziesiątki lokalnych milicji, wiele z nich o charakterze skrajnie islamistycznym, choć wrogim tzw. Państwu Islamskiemu. Z rządem współpracuje natomiast specjalna gwardia broniący terminali naftowych nad Morzem Śródziemnych.