W swoim najnowszym filmie, według scenariusza Paula Laverty’ego (nagroda na festiwalu w Wenecji), Ken Loach opowiedział o wykorzystywaniu imigrantów przez brytyjskich pracodawców i pośredników.
Tytuł nadany przez polskiego dystrybutora „Polak potrzebny od zaraz” jest nieco mylący, bo jesteśmy tam jedną z wielu wykorzystywanych nacji. Oryginalny – „It’s a Free World...” jest ironiczny, podkreślający równe „szanse” wykorzystywanych i wykorzystujących.
Główną bohaterkę, 33-letnią Angie (Wareing), poznajemy w Katowicach, gdzie jako agentka dużej brytyjskiej firmy pośrednictwa pracy angażuje Polaków do zajęć na Wyspach. Mimo sukcesów szefowie – za brak seksualnej uległości wobec jednego z nich – zwalniają ją. Zostaje bez pracy z dziesięcioletnim nieślubnym synem i długami. Nie załamuje się jednak. Zna swoją wartość, wie, że jest dobra i skuteczna. Namawia więc przyjaciółkę (Ellis) do założenia własnej agencji działającej w szarej strefie. Przebojowa i bezwzględna odnosi sukces za sukcesem. Idzie po trupach jak wodzirej z filmu Feliksa Falka. Ale czasem coś się w niej na chwilę przełamuje.
Pomaga np. rodzinie irańskiego uchodźcy, by wkrótce potem donieść na policję o osiedlu nielegalnych robotników. Gdy policja „oczyści” teren, na ich miejsce wprowadzi „swoich” imigrantów. A przy tym robi wszystko, by synek nie dowiedział się, czym naprawdę się zajmuje, i z pokorą znosi wyrzuty ojca robotnika nieumiejącego pogodzić się z przedmiotowym traktowaniem ludzi oraz zażenowanym i upokorzonym tym, kim stała się jego córka.
By jego filmy sprawiały wrażenie paradokumentalnej kopii autentycznych wydarzeń, Ken Loach nie zatrudnia gwiazd, a operator (tym razem Nigel Willoughby) robi wszystko, by zdjęcia wydawały się przypadkowe, dokumentujące na gorąco rozgrywające się zdarzenia.