- Stawianie na wstępnym etapie śledztwa wniosków dotyczących przyczyn katastrofy jest niedopuszczalne – zaznaczył wczoraj na konferencji płk Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy, pracujący na miejscu katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem.
Jednak rosyjskie media podają nieoficjalne ustalenia śledczych. Agencja Interfax i "Komsomolska Prawda" podały – powołując się na anonimowe źródło w komisji badającej przyczyny katastrofy – że na załogę prezydenckiego Tu-154 nie wywierano nacisku, by lądowała na lotnisku Siewiernyj.
"Nie ma dowodu, że ktoś z wysoko postawionych osób na pokładzie żądał od pilotów koniecznego lądowania" – przytacza agencja słowa informatora. Twierdzi on, że na rozszyfrowywanych zapisach z czarnych skrzynek nie ma śladu takich nacisków. W mediach pojawiały się spekulacje, że piloci lądowali w mgle pod presją osób znajdujących się na pokładzie.
Z kolei "Moscow Times" twierdzi, że przed planowanym lądowaniem prezydenckiego samolotu, z lotniska pod Smoleńskiem usunięto najprawdopodobniej dodatkowy sprzęt nawigacyjny. Został on zamontowany, bo kilka dni wcześniej lądowały tam maszyny z Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem. Ale według polskich ekspertów, nawet jeśli taki sprzęt tam był, nasi piloci i tak o nim nie wiedzieli.
Natomiast rosyjski pasjonat lotnictwa Siergiej Amielin przeanalizował ostatnie sekundy tragicznego lotu. Zrobił zdjęcia drzew, o które zahaczyła maszyna, zanim runęła na ziemię, umieścił je w Internecie, a całość opatrzył komentarzem.