W czasach, gdy to kamery dyktują, który kandydat jest wyższy, gdy uroda zależy od poprawek w Photoshopie, a poglądy większości polityków zmieniają się w rytm sondaży – nie miał prawa wygrać.
A jednak w 2005 r. został prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Dziś nawet jego przeciwnicy przyznają: miał własny, niepowtarzalny styl. Opowiadał, że już w dzieciństwie chciał zostać politykiem. Ukształtował go inteligencki Żoliborz. Matka Jadwiga Kaczyńska, polonistka, pracownik Instytutu Badań Literackich, i ojciec Rajmund Kaczyński – inżynier, wykładowca na Politechnice Warszawskiej. Ale też klimat dzielnicy i żoliborskie podwórko, na którym toczyli z bratem wojny na kamienie.
Warszawę opuścił w 1971 r., by móc kontynuować karierę naukową. Na Uniwersytecie Gdańskim udało mu się zatrudnić na Wydziale Prawa.
Już wtedy, wraz z bratem Jarosławem, mieli za sobą uczestnictwo w wydarzeniach Marca 1968 r. A potem było zaangażowanie w opozycję: Biuro Interwencji KOR, wykłady dla robotników o prawie pracy. I wreszcie karnawał „Solidarności” w 1980 r. w Stoczni Gdańskiej. Poszedł tam jako doradca, zostawiając w domu żonę z miesięczną córeczką.