Oddział Onkologii mieści się na siódmym piętrze Centrum Zdrowia Dziecka. Maluchy, które tu trafiają, pozostają w szpitalu przez długie tygodnie. Warszawskich studentów – Dorotę Wesołowską i Michała Zaborowskiego – znają na tym piętrze doskonale.
– Witamy, kogo poprosić? – pyta pielęgniarka na ich widok. – To dla Patryka – wyjaśnia Dorota, wskazując na paczkę, którą niosą. Po chwili w korytarzu pojawia się uśmiechnięty nastolatek. Wygląda bardzo dobrze, aż trudno uwierzyć, że ma poważne powikłania po terapii chłoniaka jamy brzusznej.
– To naprawdę dla mnie? O rany, bardzo wam dziękuję – woła, oglądając laptopa, o którym marzył od dawna. Dzięki niemu będzie mógł nie tylko zabijać czas podczas długich wieczorów w szpitalu, ale również korespondować i rozmawiać za pośrednictwem internetowego komunikatora z kolegami z rodzinnej Stalowej Woli.
Patryk jest jednym z ponad setki marzycieli – podopiecznych fundacji Mam Marzenie, której wolontariusze spełniają życzenia ciężko chorych dzieci. Marzycielem może zostać każdy mały pacjent cierpiący na chorobę zagrażającą jego życiu. Wystarczy, że rodzice lub opiekunowie wypełnią i wyślą do fundacji ankietę. Wolontariusze najpierw kontaktują się z lekarzem prowadzącym pacjenta, aby się upewnić, czy realizacja marzenia nie zaszkodzi zdrowiu dziecka, a następnie przystępują do poszukiwań sponsorów. Bo do realizacji marzeń potrzebne są pieniądze.
– Niektóre dzieci bardzo chcą gdzieś pojechać, z reguły do Disneylandu albo Watykanu. Inne pragną się spotkać ze swym idolem: sportowcem, muzykiem czy aktorem – tłumaczy Justyna Lorenc, koordynatorka warszawskiego oddziału fundacji. – Są też takie, które marzą o tym, aby stać się kimś choć na kilka chwil, np. policjantem. Inne marzą o konkretnych rzeczach: telefonie, laptopie.