– Sytuacja jest tragikomiczna – przyznaje dyrektor ds. lecznictwa placówki dr Włodzimierz Wiśniewski.
Dwa dni temu w klinice ortopedii, największej w Polsce i wiodącej w krajowych rankingach, wysiadł rentgen przy ambulatorium. – Był to nasz jedyny aparat, pierwszy zepsuł się już kilka miesięcy temu – mówi dr Wiśniewski.
Sprzętu niestety nie udało się naprawić. – Miał ponad 20 lat i od dawna nikt już nie produkuje do niego części zamiennych – dodaje dr Wiśniewski. Brak sprzętu postawił pod znakiem zapytania ostry dyżur ortopedyczny. W środy w stolicy jedynie klinika przy Lindleya przyjmuje warszawiaków z urazami i złamaniami. Podczas ostrego dyżuru trafia tu średnio ok. 250 pacjentów.
– I 90 proc. z nich wymaga prześwietlenia – mówi prof. Andrzej Górecki, szef Kliniki Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu. – Zwykle robimy dwa zdjęcia, przed i po założeniu gipsu. Zdarza się, że pacjentowi musimy zrobić ich kilkanaście.
Dyrekcja placówki podlegającej Akademii Medycznej przed cały wtorek zastanawiała się, jak wybrnąć z podbramkowej sytuacji i nie odwoływać dyżuru. – I udało się znaleźć rozwiązanie – mówi dr Wiśniewski.