Zjazd we Francji zaplanowany był do dawna, rozmowa o przygotowaniach do najbliższych mistrzostw Europy to tylko jeden z punktów obrad, a jednak w Polsce i na Ukrainie od tygodni budowano atmosferę strachu. Powtarzały się opinie, że jeśli ocena pracy wykonanej przez gospodarzy będzie niska, turniej zostanie przeniesiony do innego kraju.
Kontrola postępów nie została jednak przeprowadzona wczoraj, tylko w lipcu i od tamtej pory, mimo bólu gardła, który nie pozwolił Michelowi Platiniemu odpowiadać na pytania dziennikarzy o wrażenia z wizyty w Polsce, wiadomo już, że odłożono na bok czerwone flamastry oznaczające obszary największego ryzyka.
– Nie ma żadnych powodów do paniki. Gorąco było w styczniu, kiedy na Kongresie UEFA w Zagrzebiu Michel Platini pokazał wam żółtą kartkę. Niedotrzymywane były terminy, prace stały w miejscu. Później jednak powstała specjalna grupa, która nie tyle miała Polaków i Ukraińców nadzorować, ile im pomóc – mówi „Rz” William Gaillard, rzecznik prasowy UEFA.
W grupie sterującej są wszyscy, którzy nie tylko potrafią doradzić, ale i mają wpływ na podejmowanie decyzji. Poza przedstawicielami UEFA i krajów, które organizowały poprzednie turnieje, zaproszenia dostali też prezydenci federacji i przedstawiciele rządów obu krajów.
– Przyznanie nam turnieju wiązało się z około 25 gwarancjami rządowymi, pod którymi podpisywali się nie tylko ministrowie, ale i premier. Ludzie z UEFA przyglądają się tylko realizacji obietnic – mówi Adam Olkowicz, przewodniczący zespołu PZPN ds. organizacji Euro 2012.