Niczego nie żałuję, chociaż nie zawsze było pięknie

Tomasz Frankowski dla "Rz". Napastnik Jagiellonii o tłustych latach w Wiśle, czarnych myślach za granicą, korupcji i dopingu

Aktualizacja: 07.03.2009 08:55 Publikacja: 07.03.2009 00:37

Tomasz Frankowski

Tomasz Frankowski

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Powrót do polskiej ligi zaczął pan od strzelenia dwóch goli Arce Gdynia. To wiele mówi o ekstraklasie: błyszczy w niej 35-letni piłkarz, który nie poradził sobie za granicą...[/b]

Tomasz Frankowski: Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków z debiutów. W Chicago Fire też w pierwszym meczu u siebie strzeliłem dwa gole, w Tenerife, Elche i reprezentacji Polski – po jednym. Nie udało się tylko w Wolverhampton, ale tam debiutowałem przeciw Manchesterowi United, więc było ciężko. Dystansuję się od tego zamieszania. Zdobyłem bramki w meczu z Arką Gdynia, teraz gramy z Lechem i Legią. Jeśli nie trafię, zacznie się krytyka, równie nieuzasadniona jak teraz są pochwały. Ot, czasami dziennikarze potrzebują bohaterów.

[b]Bohaterami ostatnio zostają ci, którzy wracają do Polski po niemiłych przygodach za granicą. Jak to jest, że tu się panu udaje, a tam nie?[/b]

Zastanawiałem się nad tym, w Anglii czy Ameryce miałem na to dużo czasu. Tam, gdzie grałem, stawiano na to, żeby przede wszystkim nie stracić gola, obrońcy byli tylko od bronienia, nie od pomagania nam. Nie odpowiadały mi treningi, na których od poniedziałku do piątku pracuje się tylko nad wytrzymałością. Nie byłem przyzwyczajony do takich obciążeń i w sobotę, kiedy przychodziła pora meczu, brakowało mi świeżości. W Wolverhampton, gdzie doszła jeszcze presja po kilku meczach bez gola – a zbliżał się mundial – przed pierwszym gwizdkiem miałem takie nogi, jak w Polsce po ostatnim: ciężkie i zmęczone. A jak brakuje mi świeżości i szybkości, to nie istnieję. Nie potrafię się przepychać w polu karnym, moja siła opiera się na sprycie i szybkich podaniach po ziemi. Z perspektywy lat wiem, że Anglia była mi kompletnie niepotrzebna. A w Chicago Fire poradziłbym sobie, gdybym potrafił współpracować z trenerem. Po dobrym początku panowała taka euforia, jak teraz w Białymstoku, ale zaczął mieszać w składzie. Wypadłem i już nie wróciłem.

[b]Z Wisły Kraków nie wyjeżdżał pan jednak do Anglii czy Ameryki, lecz do Hiszpanii. Tam szło panu świetnie.[/b]

Dlatego nie godzę się z opinią, że mój pobyt za granicą był niewypałem. Wyjechałem do Elche, gdzie w 13 meczach zdobyłem osiem goli i byłem najskuteczniejszym strzelcem ligi. Potem było pół roku w Wolverhampton i powrót do Hiszpanii, ale już na Teneryfę. Wybrałem ten klub, żeby się odbudować, a to była wielka porażka. Nie mam stamtąd innych wspomnień poza bólem związanym z kontuzjami. Lekarze stawiali złe diagnozy, przyjmowałem sterydy w kolano i przywodziciel. Niby miałem już 32 lata, ale byłem naiwny. Chciałem pokazać działaczom, że nie udaję, że chcę pomóc drużynie w awansie do Primera Division, i godziłem się na to wszystko. Trzy gole to żadna satysfakcja. Teneryfa to była bezsilność i myślenie.

[b]O czym?[/b]

Jak pokierowałem swoją karierą. Za późno zrozumiałem, że ligę angielską fajnie ogląda się w telewizji, ale takich piłkarzy jak ja w ogóle tam nie potrzebują. Jeżeli wokół siebie mam inteligentnych, dokładnie podających partnerów, to sobie poradzę, ale jeśli oni będą tylko walczyć i podawać do najbliżej stojącego kolegi, to nic z tego nie wyjdzie. Brakowało mi mocy pod bramką rywali, nie mogło być jednak inaczej. W Polsce rzadko środkowy pomocnik chciał, by pomagać mu w obronie. W Anglii słyszałem, że wzywa mnie prawy obrońca, który stoi 40 metrów za mną. Robiłem więc więcej, niż powinienem, a może – więcej, niż mogłem. Później moim strzałom brakowało precyzji i siły. To nie przypadek, że w Anglii radzą sobie Grzesiek Rasiak czy Marek Saganowski. Oni mocno trzymają się na nogach i mają świetną wydolność. Współczuję teraz Ebiemu Smolarkowi, wiem, jak ma tam ciężko.

[b]Pan wyjeżdżał do Anglii po pieniądze? Kiedy Glenn Hoddle mówił, że koniecznie chce pana w drużynie, zachował się pan jak dziecko w sklepie z zabawkami?[/b]

Zarobki były zbliżone do tych w Hiszpanii, ale wiedziałem, że w Elche większość piłkarzy miała problemy z otrzymywaniem wypłat na czas. W Wolverhampton chciałem poznać smak ligi angielskiej, a była to jedyna i ostatnia szansa. Zaryzykowałem, przeniosłem się tam pół roku przed mundialem. Grałem przez trzy miesiące, ale w 12 meczach do końca sezonu nie strzeliłem gola. Trener na mnie stawiał, chciał pokazać, że się nie mylił, wydając na mnie pieniądze. Wcześniej współpracowałem z psychologiem, może powinienem robić to samo w Anglii. Chociaż w Wolverhampton załamała się moja piłkarska kariera, to trafiłem tam na dobrych ludzi. Do Tenerife byłem tylko wypożyczony, a kiedy wróciłem do Anglii, lekarze wreszcie wzięli się do leczenia. Sypałem się cały: od przywodzicieli przez kolano po staw skokowy. Przeszedłem dwie operacje przepukliny w Monachium, a kolano leczono mi nowatorskimi metodami. Mogłem wtedy wrócić do Polski, ale pojawiła się oferta z Chicago Fire.

[b]Do Stanów jedzie się podobno na emeryturę.[/b]

Bzdura. Tam się trzeba mocno nabiegać i walczyć, a efektu może nie być żadnego. Moi partnerzy z drużyny zostawiali na boisku serce, ale brakowało im wizji, przewidywania sytuacji. Nie wiedzieli, jak dokładnie podać ponad obrońcą, a mnie się wydawało, że to esencja piłki nożnej. Takie jest szkolenie w Ameryce: siła, wydolność, szybkość przede wszystkim, o grze w piłkę myśli się dopiero później. Zatrudniane tam gwiazdy z Europy czy Ameryki Łacińskiej mają miejsce w drużynie niezależnie od prezentowanej formy. David Beckham i tak był dobry, ale nawet gdyby nie trenował przez tydzień, to grałby od pierwszej do ostatniej minuty. Do Chicago Fire sprowadzono Cuauhtemoca Blanco, który dziesięć lat temu był świetnym piłkarzem, a ostatnio drepcze w miejscu. Trener Denis Hamlett powiedział mi jednak wprost: „Blanco będzie grał zawsze, a ty tylko wtedy, jak będziesz harował w obronie”. Nie potrafiłem dać mu tego, czego żądał, więc byłem rezerwowym.

[b]Ale przecież to pana sprowadzano do Chicago jako gwiazdę?[/b]

Hamlett powiedział mi, że w Fire jest miejsce tylko dla jednej gwiazdy i będzie nią Blanco, bo on przyciąga na mecze więcej fanów niż Beckham. Mnie sprowadził przede wszystkim po to, żebym strzelał gole.

[b]A nie żeby przyciągnąć Polonię na trybuny?[/b]

Na mecze w Chicago i tak przychodziło po 20 tysięcy widzów. Blanco gwarantował, że gdziekolwiek byśmy grali, przyjdzie 5, 7 tysięcy Meksykanów. Fire przedłużyło z nim kontrakt właśnie dlatego, a nie z powodu dobrej gry.

[b]Jest przyszłość przed piłką nożną w USA?[/b]

Zależy, jak na to patrzeć. Z polskiego punktu widzenia ten sport w Ameryce ma się świetnie, bo na meczach średnia frekwencja sięga

20 tysięcy widzów. Z punktu widzenia Europy Zachodniej – w USA nie dzieje się nic wielkiego. W NBA płacą gwiazdom po 20 milionów dolarów za sezon, to samo w futbolu amerykańskim, Major League Baseball to 40 tysięcy widzów na każdym meczu. Na spotkaniach hokejowych też są wypełnione hale. Soccer to dyscyplina numer 5, o której bardzo mało się mówi i pisze. Kluby mają budżet w wysokości 2,5 miliona dolarów plus jedną gwiazdę opłacaną przez ligę. Poza takimi piłkarzami, jak Blanco, reszta to młodzi Amerykanie i Latynosi, którzy grają za naprawdę niewielkie pieniądze. Ligą zarządza się, biorąc pod uwagę głównie to, co dobre biznesowo. W Chicago jest dużo Meksykanów, to dajmy im Blanco, w Columbus mieszka sporo Argentyńczyków, dajmy im Guillermo Barrosa Schelotto, uznanego zresztą za MVP sezonu.

[b]To w Chicago zatęsknił pan za Białymstokiem?[/b]

Rzeczywiście dużo mieszka tam Polaków z tego miasta i okolic. Dziesięć miesięcy w Stanach to był najbardziej owocny pod względem turystycznym, kulturalnym i towarzyskim okres spędzony za granicą. Trochę pozwiedzaliśmy, byliśmy na Florydzie, w Los Angeles. W Chicago żyło się bardzo dobrze, syn chodził do normalnej szkoły, ale nie był zagubiony, bo w klasie miał ośmiu Polaków. A Białystok się zmienił, długo mnie tu nie było. Są nowe budynki w mieście, nowa murawa Jagiellonii, jupitery, szkoda, że nie ma jeszcze trybun.

[b]Koledzy z pana pokolenia pokończyli już kariery.[/b]

Ja też pociągnę jeszcze tylko chwilę. Marek Citko i Mariusz Piekarski są wziętymi młodymi menedżerami, Jacek Chańko jest w Białymstoku radnym. Wróciłem, bo mam tu rodzinę, tu się urodziłem i z przyjemnością spędzę czas. Można wyskoczyć na dwa dni do Augustowa, blisko jest do Warszawy, w pobliżu piękne Wilno. Całe życie byłem w ruchu i nie mam jeszcze pomysłu, co robić po zakończeniu kariery. Mówią: „Rób to, co robisz najlepiej”. Zbyt wielu szkół to ja nie pokończyłem, więc widziałbym się przy szkoleniu dzieci. Wkrótce otwieramy z Mirosławem Szymkowiakiem akademię piłkarską w Krakowie.

[b]Na razie jednak pan gra – w klubie z ekstraklasy, ale już zdegradowanym do pierwszej ligi. Kara za korupcję nie podcięła wam skrzydeł?[/b]

Podbeskidzie czy Widzew uniknęły degradacji, bo dobrowolnie poddały się karze. Jagiellonia też tak zrobiła, a później bez dodatkowych zarzutów usłyszała wyrok wyrzucający z ekstraklasy. Liczymy na dobrą wolę sądu II instancji. Nie jestem przeciwny karaniu skorumpowanych klubów, ale sankcje muszą być sprawiedliwe. Nigdy nie brałem udziału w ustawionym meczu.

[b]Piłkarze zawsze tak mówią. Dopiero po zatrzymaniu przyznają, że cała liga handlowała.[/b]

Ten, kto grał w Wiśle, gdy ja tam byłem, nie handlował. W ogóle się o tym nie mówiło. Czasami pod koniec sezonu słyszałem, jak koledzy mówili o innych klubach, że się umówiły na konkretny wynik, najczęściej remis. Jednak od kiedy wysłałem brata, żeby postawił 100 złotych na dwa mecze, a później żaden z nich nie zakończył się tak, jak przepowiadali wspomniani koledzy, uznałem, że to takie głupie gadanie. Handel mógł być w Jagiellonii, zanim wyjechałem. Wystąpiłem w dziesięciu meczach, a klub spadł z ligi z hukiem. Nikt mnie o sprzedawaniu meczów nie informował, bo byłem za młody. Zresztą nawet gdyby to zrobił, i tak musiałbym podkulić ogon. Nie chcę nikogo bronić, ale wydaje mi się, że w aferę korupcyjną wiele osób zamieszanych jest rykoszetem. Jak pięciu najstarszych zawodników i do tego trener mówiło, że trzeba się złożyć, to co miał zrobić taki 18-latek? Postawić się? To nie grałby do końca sezonu. Liczba zatrzymanych jest dla mnie szokiem. Błędy wielu sędziów usprawiedliwiałem słabą dyspozycją, a potem widziałem ich w kajdankach. Sędziego Piotra S. po meczu z GKS Katowice w 2004 roku, kupionym przez rywali, chcieliśmy powiesić na najbliższej gałęzi. Tak nas przekręcił. Wydawało mi się też, że Mirosław Ryszka, którego nawet lubię, ale który kilka spotkań sędziował nam skandalicznie, lada moment wyląduje we Wrocławiu. Ale okazuje się, że to była jednak nieudolność.

[b]Po odejściu z Wisły Maciej Żurawski, Kamil Kosowski, Mirosław Szymkowiak i pan dobrych mieliście tylko kilka miesięcy. Potem zaczął się schyłek formy. Dlaczego?[/b]

Kiedy w Elche zdobywałem gole co tydzień, trener przymykał oko na to, że nie zawsze trenowałem na pełnych obrotach. Później nas wszystkich chyba zajechano, po latach treningów w Polsce nie potrafiliśmy wytrzymać obciążeń. Fajnie byłoby grać w klubie, gdzie przed meczem bada się stopień zmęczenia, a później proponuje indywidualny tryb ćwiczeń. My w Wiśle dostawaliśmy przed meczem kroplówki, ale były tam tylko witaminy i chyba aspiryna na rozrzedzenie krwi. Wtedy było to dozwolone, ale wiem, że Franciszkowi Smudzie zarzucano nielegalne wspomaganie. Pewnie teraz w Lechu też mu wyciągną. Osławiony doktor Volker Fass w Wiśle nie maczał palców, ale i wcześniej robił głównie operacje kolan. Kilka z nich ponoć spieprzył.

[b]Rozmawiamy o pana karierze, jakby to była prehistoria, a przecież grał pan nawet w kadrze Leo Beenhakkera...[/b]

Pamiętam o tym, bo ostatnio PZPN wysłał mi PIT za 2008 rok. Okazało się, że dostałem premię za awans do Euro 2008. Zagrałem w tym nieszczęsnym meczu z Finlandią, siedziałem też na ławce w spotkaniach z Portugalią (2: 1) i Belgią (1: 0), o czym mało kto pamięta. Zaciskałem zęby i trenowałem na środkach znieczulających, ukrywając kontuzję. Kadra to była kadra i uzasadniała nieodpowiedzialne zachowanie. Powinienem uprzedzić trenera o swoich problemach, w Tenerife mieli do mnie pretensje. Reprezentacja skończyła się dla mnie, kiedy zaczęła się dla Radka Matusiaka.

[b]Największe rozczarowanie to brak miejsca w kadrze na mundial 2006?[/b]

Widzieliśmy, co pokazali Polacy. Nie sądzę, żebym był lekiem na całe zło. O niepowołaniu mnie na mundial rozmawiałem ze Smudą, Henrykiem Kasperczakiem, ostatnio z Michałem Probierzem. Wszyscy uważają, że słabsza forma tuż przed turniejem nie powinna mnie skreślać z kadry. Janasa ostatnio widziałem, kiedy jeszcze, będąc trenerem Bełchatowa, rozgrywał sparing z Jagiellonią. Nie rozmawialiśmy, nie uścisnęliśmy sobie dłoni, ale zły już nie jestem. Wiem, że o tym, że nie pojechałem, nie zdecydowały tylko kwestie sportowe. Gdyby trener chciał mi wyjaśnić, dlaczego tak zdecydował, to bym go wysłuchał.

[ramka][srodtytul]Tomasz Frankowski[/srodtytul]

Urodził się 16 sierpnia 1974 roku w Białymstoku.

W reprezentacji Polski rozegrał 22 mecze i strzelił dziesięć goli.

Był najskuteczniejszym piłkarzem kadry Pawła Janasa walczącej w eliminacjach do mundialu 2006 roku, ale na turniej nie pojechał. Najdłużej grał w Wiśle Kraków, aż siedem lat. Pięć razy został mistrzem Polski, trzy razy był królem strzelców. Przed Wisłą grał we francuskich Strasbourgu, Poitiers i Martigues oraz japońskim klubie Nagoya Grampus Eight, gdzie trenował go Arsene Wenger. Z Krakowa wyjechał w 2005 roku najpierw do hiszpańskiego Elche, później przeniósł się do Wolverhampton Wanderers, skąd był wypożyczony do Tenerife. Przed powrotem do Białegostoku grał jeszcze w Chicago Fire. W Jagiellonii jest kapitanem, w pierwszym meczu po powrocie strzelił dwa gole. [/ramka]

[ramka][srodtytul]19. kolejka[/srodtytul]

PIĄTEK

ŁKS Łódź – Cracovia 4:3 (1:2).

Bramki - dla ŁKS: P. Świerczewski (23), N. Radżius (54), R. Kujawa (88), D. Djenić (90+4); dla Cracovii: D. Pawlusiński (11), P. Nowak (19, 62). Żółte kartki: T. Hajto, M. Kascelan (ŁKS); P. Sasin, A. Baran (Cracovia). Sędzia: Mirosław Górecki (Katowice). Widzów 6 000.

ŁKS: Wyparło - Radżius, Hajto, Ognjanović, Papeckys (72, Djenić) - Gevorgyan, Kascelan, Świerczewski, Smoliński (88, Sierant), Drumlak (63, Kujawa) - Czerkas.

Cracovia: Cabaj - Kulig, Karwan, Polczak, Szeliga - Pawlusiński (77, Mierzejewski), Kłus, Baran (83, Klich), Sasin (90+4, Tupalski) - Nowak, Ślusarski.

Górnik Zabrze – Arka Gdynia 2:2 (1:2).

Bramki - dla Górnika: D. Gorawski (28), R. Szczot (80); dla Arki: M Pietroń (13), D. Żuraw (35). Żółte kartki: M. Łabędzki, Pietroń (Arka). Sędzia: Włodzimierz Bartos (Łódź). Widzów 15 000.

Górnik: Nowak - Gancarczyk (75, Kizys), Banaś, Pazdan, Magiera - Gorawski, Strąk, Kołodziej (59, Madejski), Przybylski, Pitry (46, Zahorski) - Szczot. Arka: Witkowski - Kowalski, Żuraw, Anderson,Telichowski - Nawrocik (78, Kojder), Budziński (62, Ljubenow), Ława, Łabędzki, Pietroń - Trytko (73, Wachowicz).

SOBOTA

Piast Gliwice – PGE GKS Bełchatów (14.45, Orange Sport) ? Lechia Gdańsk – Ruch Chorzów (17, Orange Sport)

Wisła Kraków – Polonia Warszawa (18.15, Canal+ Sport) ? Śląsk Wrocław – Polonia Bytom (19.15, Orange Sport)

NIEDZIELA

Lech Poznań – Jagiellonia Białystok (17, Canal+ Sport)

Legia Warszawa – Odra Wodzisław (17, Orange Sport)[/ramka]

[b]Rz: Powrót do polskiej ligi zaczął pan od strzelenia dwóch goli Arce Gdynia. To wiele mówi o ekstraklasie: błyszczy w niej 35-letni piłkarz, który nie poradził sobie za granicą...[/b]

Tomasz Frankowski: Nie ma co wyciągać pochopnych wniosków z debiutów. W Chicago Fire też w pierwszym meczu u siebie strzeliłem dwa gole, w Tenerife, Elche i reprezentacji Polski – po jednym. Nie udało się tylko w Wolverhampton, ale tam debiutowałem przeciw Manchesterowi United, więc było ciężko. Dystansuję się od tego zamieszania. Zdobyłem bramki w meczu z Arką Gdynia, teraz gramy z Lechem i Legią. Jeśli nie trafię, zacznie się krytyka, równie nieuzasadniona jak teraz są pochwały. Ot, czasami dziennikarze potrzebują bohaterów.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!