[b]RZ: Ile razy był pan w Polsce, zanim się okazało, że razem z Ukrainą zorganizujemy mistrzostwa Europy?[/b]
[b]Martin Kallen:[/b] Dwa, może trzy razy, głównie w Warszawie, przy okazji meczów piłkarskich. A rok temu przyjechałem tutaj i na Ukrainę na długie wakacje. Chciałem się przekonać, jakie te kraje są na co dzień, a nie od święta. Rozejrzeć się po okolicy, pójść na piwo, wyjść gdzieś wieczorem. Prywatnie, a nie w delegacji. Poznać ludzi, zobaczyć z bliska, jak żyją. Przejechać się komunikacją miejską, pociągiem, samochodem, po autostradach, przez centra miast. To było pięć, sześć tygodni, tyle trzeba, żeby mieć dobry obraz kraju, jakieś trwałe wrażenie.
[b]Jakie to było wrażenie? [/b]
Podoba mi się tu. Dla ludzi Zachodu, którzy Polski i Ukrainy nie mieli jeszcze szansy poznać, to będzie ziemia odkryć. Pamiętam swoje zaskoczenie, gdy na cztery dni pojechałem do Gdańska i pierwszy raz odwiedziłem Sopot. I nagle znalazłem się na wybrzeżu Hiszpanii: słońce, muzyka, imprezy na plażach, pełne lokale. A takich miłych niespodzianek było więcej. Warszawa żyje bardzo szybko i nie sposób się tu nudzić, Poznań ma wyjątkowe centrum z setkami barów i lokali, we Wrocławiu już zawarłem pierwsze przyjaźnie. Kijów jest piękny, Lwów jak z pocztówki, Donieck ma wielki Szachtar, którego oglądanie jest zawsze przyjemnością. W Charkowie też mają niezły klub, ale dla mnie to przede wszystkim miasto pięknych studentek.
[b]To trzeci turniej finałowy, którego organizacją będzie pan kierował, po Euro 2004 w Portugalii i Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii. Portugalczycy byli, jak pan wspominał, bardzo wyczuleni na punkcie swojej narodowej dumy. Austriacy i Szwajcarzy – profesjonalni, ale czasami mało entuzjastyczni. A Polacy i Ukraińcy?[/b]