W miejscowym Urzędzie Miasta i Gminy kolejka osób do sztabu kryzysowego. Urzędnicy pracują od rana do późnych godzin wieczornych. — Przyjmujemy zgłoszenia o stratach, bo wicepremier Schetyna zapowiedział w Ropczycach, że rząd pomoże najbardziej poszkodowanym — mówi sekretarz gminy Dorota Strzyż. Miasto udziela pomocy najbardziej potrzebującym. W sobotę większość poszkodowanych nie miała czasu na wizytę w urzędzie, bo musieli porządkować domy i gospodarstwa. Tłumy w magistracie pojawiły się w niedzielę, gdy księża ogłosili z ambon, by mieszkańcy zgłaszali do urzędu straty.
Część pracowników urzędu pomaga poszkodowanym, inni usuwają skutki powodzi w samym urzędzie, który też został zalany. — W piwnicach zniszczone zostało całe archiwum — mówi sekretarz. Cały czas pracuje kuchnia, która przygotowuje posiłki dla powodzian. — Proszę zawieźć zupę, konserwy i wodę pitną do Łączek Kucharskim, bo tam trzydzieści osób nic nie jadło od czwartku — wydaje dyspozycje Dorota Strzyż. Od piątku bazę w mieście ma blisko czterystu strażaków, którym gmina również musi zapewnić pożywienie. Tuż obok kilkanaście pań inwentaryzuje zalane dokumenty oddziału Podkarpackiej Izby Rolniczej. — Tego nie da się już odtworzyć — mówią.
Do Karola Kramarza zjechała cała rodzina, by pomagać usuwać skutki powodzi. — Woda przyszła nagle, w nocy, i nie było szans, bo cokolwiek uratować — opowiada senior rodu. Przed domem gruba warstwa błota i śmieci, które woda przyniosła z miasta. Ulicą Wyszyńskiego ludzie pływali pontonami. Szukali swoich lodówek, pralek, kuchenek, które woda porwała im z domów. U Kramarzów woda zalała garaż i piwnice. Piec gazowy, kosiarki, pralka wystawione przed dom, by je odwieźć na śmietnik. — Proszę zobaczyć, jak wyglądają pomidory — gospodarz pokazuje na zniszczony przydomowy ogródek. W pobliskim barze Picolo nie ma chętnych na piwo. Właściciele czyszczą lokal i otoczenie z błota.
— Proszę spojrzeć, gdzie jest nasz garaż — pokazuje Andrzej Rachwał. Woda przeniosła go ponad dwadzieścia metrów wraz z całym sprzętem, który była tam zgromadzony. — Z szopy została tylko kupa złomu — dodaje.
— Całkowicie zniszczone jest jedno skrzydło przedszkola — mówi dyrektorka Sabina Adamus. W salach było ponad metr wody. Pracownicy i rodzice wynoszą zalane zabawki, urządzenia. Strażacy wypompowują wodę z piwnic. — Popękały ściany, trzeba wymienić podłogę — wylicza dyrektorka. Jeszcze tragiczniejsze skutki żywioł spowodował w pobliskiej szkole specjalnej. W nocy strażacy wywozili łodziami. pracowników. W kościele Przemienienia Pańskiego w centrum Ropczyc kilkunastu parafian uwija się ze sprzątaniem, by przygotować świątynię do niedzielnych mszy. — Drzwi wejściowe nie wytrzymały pod naporem wody. Wszystkie ławki były pod ołtarzem — opowiada Helena Ziajar. Zniszczone zostało kilkadziesiąt metrów ceglanego muru wokół kościoła.