[b]Obchody rocznicy powstania warszawskiego wzmocnią panią czy osłabią? Mnóstwo emocji jest wokół tej sprawy.[/b]
Wydaje mi się, że udało się ustalić wersję kompromisową. Wspomnienia z poprzedniego roku i apele powstańców sprawiły, że zaczęliśmy szukać nowej formuły. Chodziło o okrzyki i buczenie, oklaski.
[b]To źle, że były wtedy oklaski?[/b]
Tak, szczególnie gdy ktoś przychodzi spóźniony, kilka minut po godzinie W... I generalnie nie powinno być bicia braw na cmentarzu, tym bardziej że jest to modlitwa za poległych.
[b]To jaki kompromis został ustalony?[/b]
Powstańcy powiedzieli na spotkaniu ze mną, że sytuacja z ubiegłego roku nie może się powtórzyć. Chcieli, by uroczystość miała bardziej prywatny charakter. Uzgodniłam z powstańcami i Kancelarią Prezydenta, że wieńce złożą prezydent, prezydent stolicy, marszałkowie Sejmu i Senatu, premier. Pan minister Władysław Stasiak proponował, by umożliwić uczestnictwo przedstawicielom klubów parlamentarnych. Zgodziliśmy się na to.
[b]Przemówień nie będzie?[/b]
Przemówień nigdy nie było i nigdy nie będzie. Zawsze była modlitwa i składanie wieńców.
[b]Były też podobno negocjacje z BOR. Powstańcy nie chcieli metalowych barierek.[/b]
Ja również byłam za tym, by barierek nie było. Wersja kompromisowa to sznurki oddzielające poszczególne sektory, czyli symboliczna bariera, którą będzie można szybko usunąć.
[b]Zamieszanie wokół tych obchodów obala chyba tezę, iż samorząd jest apolityczny, bo rury kanalizacyjne nie należą do żadnej partii?[/b]
W wielkich metropoliach rzeczywiście polityka przenika się z samorządem. W takich miastach jak Warszawa czy Gdańsk polityczni single mają małe szanse. Ale jestem pewna, że obecni wiceprezydenci stolicy są najmniej polityczni ze wszystkich, którzy byli wcześniej dobierani przez moich poprzedników.
[b]Niemal wszyscy to chyba pani znajomi?[/b]
Ze wszystkich moich zastępców tylko jednego poznałam wiele lat temu w NBP. Jest moim wieloletnim współpracownikiem, a nie znajomym w potocznym tego słowa znaczeniu. Ani on u mnie nigdy nie był w domu, ani ja u niego. A znajomy to ktoś, u kogo się bywa i kogo się zaprasza.
[b]To interesująca definicja słowa „znajomy”.[/b]
Gdyby zastosować szerszą definicję słowa „znajomy”, to w ratuszu nie powinien pracować nikt związany z NBP, EBOR czy Uniwersytetem Warszawskim, czyli z instytucjami, w których kiedyś pracowałam. Jarosława Kochaniaka poznałam, gdy współtworzył program prywatyzacyjny dla Platformy Obywatelskiej.
Z Włodzimierzem Paszyńskim zetknęłam się już po kampanii samorządowej.
Jacek Wojciechowicz, którego poznałam w 2005 roku, jest jedynym wiceprezydentem członkiem PO, zresztą od 25. roku życia pracuje w samorządzie i żeby zostać moim zastępcą, zrezygnował z mandatu poselskiego.
Był przez lata skarbnikiem, w różnych układach politycznych odpowiadał za finanse Szczecina, a potem był wiceprezesem BGK. Sekretarz to były wiceprezes UOKiK. Wszyscy z doświadczeniem i kompetentni.
[b]Jednak nie zawsze ludzie popierani przez panią sprzyjali sprawnej pracy miasta. Gdy przewodniczącym Rady Warszawy był Lech Jaworski, zdarzało się, że radni odrzucali uchwały, które pani proponowała. Jaworski w końcu został odwołany, a jego miejsce zajęła Ewa Malinowska-Grupińska, żona wpływowego ministra w Kancelarii Premiera. I teraz radni głosują jak sprawna maszynka.[/b]
Przewodniczącego rady wybierają kluby. Gdy wybierano Ewę Malinowską-Grupińską, jej mąż nie był ministrem.
[b]Ale Jaworskiego pani popierała?[/b]
I Jaworskiego, i Grupińską. Uważam, że przewodniczącym musi być osoba, która zdaniem radnych jest skuteczna.
[b]Powtarza pani, że największymi wrogami pani jako prezydent stolicy są pisowcy i byli „piskorczycy”. To chyba kolejne potwierdzenie upolitycznienia stołecznego samorządu?[/b]
To są twardzi rywale polityczni, którzy mają inne poglądy i inną proweniencję. Nie po to walczyłam o demokrację, żeby nie akceptować rywali. Zawsze jacyś są, raz tacy, raz inni.
Takie jest życie w polityce. Wiem coś o tym. Gdy byłam prezesem NBP, współpracowałam z sześcioma różnymi premierami.
[b]Zdecydowała się pani w stolicy na inną koalicję niż ta na szczeblu rządowym, czyli na porozumienie z lewicą. PSL w mieście nie ma, ale jest Prawo i Sprawiedliwość. Pani mówi: „nigdy z PiS”. SLD to lepszy i bardziej przewidywalny partner?[/b]
Jest porozumienie programowe, które jakoś, dzięki Bogu, dwa i pół roku funkcjonuje. I okazało się, że w wielu sprawach rzeczywiście mamy zbieżne poglądy.
[b]Po co pani właściwe szefowanie mazowieckiej PO?[/b]
Premier mnie poprosił, gdy pojawiło się pewne napięcie przy rezygnacji Ewy Kopacz z tej funkcji.
[bMinister Kopacz musiała złożyć rezygnację, bo takie zasady przyjęła PO: kto jest w rządzie, nie może szefować strukturom PO.[/b]
Ona również prosiła mnie bym była jej następcą.
[b]Dlaczego?[/b]
To pytanie do niej.
[b]To nie chciała by szefem regionu został Andrzej Halicki, który zabiegał to stanowisko?[/b]
Poseł Halicki dziś jest moim zastępcą. Jesienią być może zostanie szefem regionu. Ja swoją osoba wnoszę spokój, bo zdaniem kolegów jestem kompromisowa, koncyliacyjna.
[b]Ale jest też pani, jak mówią koledzy osobą nie dbającą o szczegóły. I nie wnika pani dokładnie, choćby w to co robią jej zastępcy. W sytuacji zarzutów o brak troski o szczegóły opowiadała pani, że gdy budowała swój dom, to nie interesowała się tym jakie będą kafelki w łazience. To prawda?[/b]
Mam wyjątkowe zaufanie do męża. A w przypadku moich zastępców w mieście — daję dużo swobody, ale wymagam i dokładnie sprawdzam.
[i]Hanna Gronkiewicz-Waltz jest prawnikiem i politykiem. Była prezesem NBP, wiceprezesem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, w 1995 roku kandydowała na prezydenta, zdobywając 2,76 proc. głosów. Od 2006 roku jest prezydentem Warszawy.[/i]