[b]Rz: Jest pan inicjatorem wspaniale odbieranych corocznych inscenizacji historycznych „Warszawa wita Komendanta”. Co jest źródłem tego pomysłu? Patriotyczne rodzinne tradycje?[/b]
[b]Maciej Rayzacher:[/b] Można tak powiedzieć. Niepodległościowego bakcyla zaszczepiła mi moja matka, Zofia Jakubińska, primo voto Sokołowska, secundo voto Rayzacher. Mama miała przed wojną kontakt z tzw. sferami. Jej pierwszy mąż Sewer Sokołowski służył w Legionach, później pracował blisko marszałka Piłsudskiego, był dyrektorem gabinetu ministra Becka. Mama już jako uczennica brała udział w patriotycznych manifestacjach, później była łączniczką w wojnie polsko-bolszewickiej. Dzięki jej wspomnieniom wzrastałem w atmosferze kultu dla marszałka Piłsudskiego i podziwu dla całego dwudziestolecia, w którym Polska tak wspaniale rozkwitła.
Niezwykły dar opowiadania mamy uświadomił mi wiele zdarzeń pomijanych lub wypaczanych w peerelowskich podręcznikach do historii. Mój ojciec był – jak to się za komuny mówiło – fabrykantem. Odebrano mu wszystko, co stworzył własnymi rękami. Trudno się dziwić, że miał poglądy dalekie od narzucanych przez powojenną propagandę. Radykalną zmianę naszego statusu przeżyłem już i ja na własnej skórze. W końcu lat 70. zacząłem brać udział w różnych akcjach postrzeganych przez władze jako opozycyjne. Sympatyzowałem z Komitetem Obrony Robotników oraz Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Współpraca i nawiązane przyjaźnie zacieśniły się jeszcze po 13 grudnia, w więzieniu na Białołęce. Bezpośredni powrót do tak bliskiej mi tradycji legionowej, do marszałka Piłsudskiego udał mi się dopiero po 1989 r.
[b]W akcji odtworzenia przyjazdu Piłsudskiego do Warszawy połączył pan doświadczenie aktorskie i pasję społecznika. Jak to się zaczęło?[/b]
W latach 90. byłem doradcą wojewody Macieja Gieleckiego. Zaproponowałem mu powrót do przeszłości – „Warszawa wita Komendanta”, czyli przyjazd Piłsudskiego do Warszawy z miejsca aresztowania, twierdzy w niemieckim Magdeburgu. Zainteresowanie tą historyczną rekonstrukcją przeszło najśmielsze oczekiwania. Także dzięki obecności harcerzy, którzy pierwsi wpadli na pomysł, żeby ewokować te wydarzenia w formie możliwie najbliższej zaistniałym faktom.