[b]Rz: Jeśli po czwartkowych wyborach w Wielkiej Brytanii powstanie tzw. zawieszony parlament, czyli żadna z partii nie będzie miała większości, to od Liberalnych Demokratów będzie zależało, czy uda się utworzyć koalicję. Pewnie laburzyści i torysi będą się o was zabijali. Z którą z tych partii wolicie wejść w koalicję i jakie warunki postawicie? [/b]
Nie wykluczamy koalicji z żadną z partii. Wszystko zależy od wyniku. Ale na pewno będziemy się domagać realizacji czterech podstawowych postulatów, o których mówiliśmy od początku kampanii. Po pierwsze, zmiany w systemie podatkowym. Chcemy zmniejszenia podatków dla biednych i podniesienia dla bogatych. Na drugim miejscu jest reforma parlamentu i zmiana ordynacji wyborczej. Potem sprawa odpowiednich inwestycji w edukację i wreszcie postawienie na rozwój lokalnych firm opartych na czystych technologiach.
[b]Wasza propozycja zmiany ordynacji wyborczej i rezygnacji z jednomandatowych okręgów wyborczych byłaby rewolucją dla Wielkiej Brytanii. Konserwatystów chyba do tego nie przekonacie? [/b]
Konserwatyści nie chcą żadnych zmian w systemie głosowania, ale po wyborach mogą zostać zmuszeni przyznać, że reformy są konieczne. Może się bowiem okazać, że wygrają, ale z poparciem zaledwie jednej trzeciej wyborców w skali całego kraju. Jeśli nie będą mieli bezwzględnej większości, nie sądzę, aby opinia publiczna uznała, że powinni samodzielnie rządzić, tworząc rząd mniejszościowy.
[b]Ile miejsc w Izbie Gmin musielibyście zdobyć, aby na konserwatystach wymusić realizację swojego programu? [/b]