Nałogowcy, frontmani i fajterzy, harcownicy z prawa i lewa, przypominajki i charyzmatyczni przywódcy. Niektórzy z kandydatów na prezydenta odgrywają zresztą kilka ról naraz. A właściwie zaczną odgrywać. Bo tak naprawdę kampania prezydencka rozpoczyna się dziś – po rejestracji kandydatów przez Państwową Komisję Wyborczą.
[srodtytul]Tylko pierwsze miejsce[/srodtytul]
Zwycięzca będzie jeden, srebrnych i brązowych medali brak. Jedni odpadli w przedbiegach: gdy zgłosili do PKW swoje komitety wyborcze, ale nie zdobyli tysiąca głosów, by je zarejestrować. Ten los spotkał sześciu z 23 kandydatów. Inni do ostatniej chwili usiłowali uciułać 100 tys. podpisów, by na dobre wejść do gry. Udało się dziesięciu.
Po co w ogóle startują? – Żeby wygrać, trzeba grać – przekonują. Bardziej praktyczne powody startu tych, którym sondaże nie dają cienia szans, podaje socjolog Jarosław Flis.
– Nieobecność w kampanii prezydenckiej to wypadnięcie z obiegu. Partyjni liderzy muszą startować, dla innych to „pięć minut sławy”– wyjaśnia.