Powódź na własne życzenie

Wiele przeciwpowodziowych inwestycji nie powstało, bo blokowali je ekolodzy, mieszkańcy albo urzędnicy

Aktualizacja: 01.06.2010 04:25 Publikacja: 31.05.2010 20:23

Zablokowanie m.in. przez działkowiczów budowy wałów spowodowało ponowne po 13 latach zalanie wrocław

Zablokowanie m.in. przez działkowiczów budowy wałów spowodowało ponowne po 13 latach zalanie wrocławskiego osiedla Kozanów

Foto: Fotorzepa, Bartosz Sadowski BS Bartosz Sadowski

Górny Śląsk. Dzielnicę Zabrza – Makoszowy i Przyszowice koło Gliwic, w sumie kilkadziesiąt domów – zalała rzeka Kłodnica. Powódź ominęłaby te tereny, gdyby nie wieloletni konflikt między mieszkańcami wsi a kopalnią Sośnica-Makoszowy.

Przez eksploatację węgla zapadł się wał przeciwpowodziowy i sąsiadujący z nim spory obszar. Ale kopalnia od trzech lat nie może naprawić szkód, bo mieszkańcy jednej z ulic nie chcą sprzedać kopalni gruntów pod inwestycję. Kopalnia daje 9 zł za 1 m, właściciele chcą 150 zł. Inwestycja miała być skończona pod koniec ubiegłego roku, a jeszcze się nie zaczęła.

– Po tej powodzi ludzie się wściekli i złożyli doniesienie do prokuratury w sprawie blokowania inwestycji przez sąsiadów. Wszyscy ponieśli straty przez czyjąś głupotę – opowiada pracownik gminy.

[srodtytul]Wały w Trybunale [/srodtytul]

Podobna sprawa, dotycząca wrocławskiego Kozanowa, zabrnęła aż do Trybunału Konstytucyjnego. Na osiedlu będącym symbolem powodzi stulecia, zalanym do trzeciego piętra, wał miał stanąć zaraz po 1997 r. Budowie sprzeciwili się działkowcy. Miasto procesowało się z nimi siedem lat. Dopiero w grudniu 2008 r. TK przyznał rację władzom miasta: mogą odebrać ogródki na cel publiczny bez zgody działkowców. Ci próbowali jeszcze zablokować procedurę podziału gruntu, ale Wojewódzki Sąd Administracyjny w maju 2009 r. ostatecznie odrzucił ich skargi. Ale to nie skończyło sprawy. Budowę stumetrowego, środkowego odcinka wału do dziś skutecznie blokuje właściciel 30-arowego fragmentu hektarowej działki, na którym ma być budowana zapora. I najpewniej znów wałem będzie musiał się zająć sąd.

[wyimek][b]Aktualne informacje z terenów powodziowych na [link=http://rp.pl/powodz]rp.pl/powodz[/link][/b][/wyimek]

Tylko w 2009 r. do sądów wpłynęło kilkadziesiąt spraw dotyczących protestów mieszkańców i ekologów przeciw inwestycjom. Do tych ostatnich pretensję mają mieszkańcy Brzezinki w Małopolsce. Gdyby nie oni, Wisła nie przelałaby się przez wały i nie zagroziła m.in. Muzeum Auschwitz.

– Od dziesięciu lat walczymy o możliwość wycięcia drzew, by poszerzyć i podnieść wały – mówi dyrektor Edward Kopeć z Inspektoratu Rejonowego w Oświęcimiu Małopolskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. – Ile razy uzyskamy decyzję, od razu oprotestowują ją ekolodzy. W końcu Zarząd Melioracji zwrócił się do sądu administracyjnego w Krakowie, by zdecydował, kto ma rację. 16 czerwca pierwsza rozprawa.

Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz też obarczyła ekologów winą za opóźnianie prac nad naprawą Wału Zawadowskiego. Decyzję w sprawie jego remontu zaskarżyło Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków (OTOP). Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał mu rację w 2008 r. Zdaniem Towarzystwa od tego czasu można było wydać nową decyzję i modernizować wały.

[srodtytul]Prawo ekologów[/srodtytul]

– Ochrona życia i dobytku ludzi jest dla nas priorytetem ochrony przeciwpowodziowej – zapewnia "Rz" Piotr Nieznański z organizacji World Wild Found Polska, działającej na rzecz ochrony środowiska naturalnego. – Zrzucanie przez urzędników winy za powódź na krety, bobry i ekologów jest odwracaniem uwagi od prawdziwych problemów – mówi. – Nie jesteśmy przeciwnikami budowy wałów, ale przypominamy, że to niewielki element ochrony przed powodzią.

– Przed powodzią chronią nas zielone tereny – dodaje Marcin Kozłowski z OTOP. Tłumaczy, że Towarzystwo chciało, by drzewa w okolicy Wału Zawadowskiego nie były wycinane w okresie lęgowym ptaków, a wał budowano po zewnętrznej stronie rzeki, by nie zmniejszać jej koryta. I aby na wałach zamontować szlabany, by nie rozjeżdżały ich samochody i quady.

Natomiast Piotr Rymarowicz, prezes Towarzystwa na rzecz Ziemi, które nie godzi się na wycinkę drzew w małopolskiej Brzezince, powiedział "Rz", że ekolodzy proponowali zamiast modernizacji wałów zbudowanie specjalnej ścianki. Ale architekci uznali, że nie zabezpieczy ona przed powodzią.

Możliwość oprotestowania inwestycji dają ekologom ustawy o ochronie przyrody i udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie. Według przepisów każda decyzja dotycząca regulacji wód, budowy wałów przeciwpowodziowych czy innych robót zmieniających stosunki wodne na terenach o szczególnych wartościach przyrodniczych musi być poprzedzona decyzją o uwarunkowaniach środowiskowych. Te decyzje organizacje ekologiczne mogą skutecznie kwestionować i wydłużać postępowanie.

Wspomniane ustawy dają ekologom prawo do uczestniczenia w całości postępowań administracyjnych, składania uwag i wniosków, odwołań od decyzji i skarg do sądu administracyjnego. A najczęściej ekolodzy mają alternatywne rozwiązania i dość energii, by forsować je przez wiele lat na niezliczonych etapach postępowania administracyjnego.

[srodtytul]Niemiec potrafi [/srodtytul]

Andrzej Kreft, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie, podnosi właśnie sprawę przepisów.

– Dopóki nie doczekamy się ustaw, które jasno wskażą, że bezpieczeństwo ludzi jest nadrzędne wobec zapisów chroniących środowisko, nigdy sobie nie poradzimy z powodziami. Teraz dyrektywa przeciwpowodziowa jest u nas sprzeczna z dyrektywami środowiskowymi: ptasią i siedliskową – mówi Kreft.

Hydrolog przypomina ciągnące się awantury o opaskę brzegową pod Krajnikiem, którą budowano w 2007 r. Pod piłę musiało pójść 156 drzew. – Były protesty ekologów z Gai, inspekcje, kontrole. To była droga przez mękę – wspomina Kreft.

Podobnie było, gdy po powodzi w 1997 r. Odra zrobiła sobie dzikie obejście w rejonie Cedyni, zagrażając wałom. – Trzeba było skierować ją do naturalnego koryta – opowiada hydrolog. – Paradoksalnie, wówczas protestowali niemieccy Zieloni.

"Paradoksalnie", bo według Krefta Niemcy z problemem zarastających wałów sobie poradzili. – Po powodzi w 2002 r. przyjęli zapis, że tam, gdzie zagrożone jest życie ludzkie, bobry czy ptaszki muszą zejść na dalszy plan – zaznacza. Podobnego zdania jest hydrolog i hydrotechnik z Politechniki Warszawskiej dr Piotr Kuźniar. – Ekolodzy w wielu przypadkach hamują inwestycje. Przez ich protesty projekt często może nie wyjść z fazy koncepcyjnej – twierdzi dr Kuźniar. Ale przyznaje, że na wiele obiektów nie ma przede wszystkim pieniędzy.

– Z powodu braku funduszy wałów nawet się nie kosi, nie mówiąc już o pracach remontowych – zaznacza.

[srodtytul]Zatopione projekty PiS [/srodtytul]

W Raciborzu i Wrocławiu jednak pieniądze na zbiornik się znalazły. – W 2007 r. rządowi Jarosława Kaczyńskiego udało się pozyskać na budowę zbiornika przeciwpowodziowego i wrocławskiego węzła wodnego 500 mln euro z Międzynarodowego Banku Odbudowy i Rozwoju oraz Banku Rozwoju Rady Europy – przypomina Krzysztof Grzelczyk, były wojewoda dolnośląski i były pełnomocnik rządowego programu "Odra 2006". – Tymczasem według raportu NIK do końca 2008 r. wykonano 0,7 proc. tego budżetu. Długą listę gotowych projektów przeciwpowodziowych przygotowanych do unijnego dofinansowania przez minister Grażynę Gęsicką rząd Tuska wyrzucił do kosza. Przygotowanie następnej zajęło dwa lata.

Pierwszy na tej liście był zbiornik w Raciborzu o powierzchni 26,26 km kw. – ma chronić tereny wokół górnej i środkowej Odry od Raciborza do Wrocławia. Inwestycja czeka na rozpoczęcie od 13 lat. Dlaczego?

Rządowy inwestor – Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach (RZGW) – nie chce wykupić ostatnich 95 domów leżących w gminie Nieboczowy (w sumie było ich 170) i sąsiedniej Ligocie. Po ostatniej powodzi te miejscowości były najbardziej zalane na Śląsku. Do dziś RZGW nie wybrał nawet rzeczoznawcy, który miałby je wycenić.

– Mieszkańcy chcą się wyprowadzić, ale czekają, aż inwestor wypłaci. A Zarząd Gospodarki Wodnej chce tereny za darmo. Tej dzisiejszej powodzi można było uniknąć albo znacząco zminimalizować jej zasięg – mówi z żalem Czesław Burek, wójt Lubomi.

RZGW nie chce też wykupić od gminy 120 ha gruntu, który zbiornik otoczy. – Z opinii prawnej zamówionej przez wojewodę śląskiego wynika, że musi to zrobić, inaczej nie będzie mógł się ubiegać o pozwolenie na budowę – wzdycha Burek. – Prosiłem o pomoc wiceministra środowiska Stanisława Gawłowskiego z PO. Bez efektu.

Według harmonogramu wrocławski węzeł wodny ma być budowany dopiero po skończeniu zbiornika w Raciborzu. Ale w związku z nierozpoczęciem tej inwestycji w ubiegłym roku wojewoda dolnośląski oddał 3 mln zł z programu przeciwpowodziowego do budżetu, gdy rząd nakazał szukanie oszczędności.

[srodtytul]Gdy brakuje wyobraźni [/srodtytul]

O ile wrocławskim działkowcom i właścicielowi gruntów na Kozanowie udało się zablokować budowę wału powodziowego, o tyle władze nie są w stanie zablokować inwestycji na terenach zalewowych. Dlaczego? Póki nie ma na nich wałów, przy których nie można wznosić budynków, ani planów zagospodarowania przestrzennego, w których można wprowadzać takie ograniczenia, budowy domów nie sposób powstrzymać.

Jak np. bloków mieszkalnych przy podtopionych w maju dwóch ulicach na Kozanowie. O ile część z nich powstała po przepychankach z miastem i wygranych skargach na gminę w samorządowym kolegium odwoławczym, o tyle osiedle na blisko 200 mieszkań postawiło miasto na własnym gruncie.

To nieodosobniony przykład. Wyobraźni często brakuje już na etapie przygotowywania planów. W województwie małopolskim kontenerową stację transformatorową zaprojektowano na polu ornym przyległym do wału przeciwpowodziowego.

W Białymstoku spółka zaskarżyła do sądu uchwałę rady miejskiej ustalającą plan zagospodarowania przestrzennego części doliny rzeki Białej. Plan uznawał jedną z działek za teren zagrożony podtopieniami.

W Bliżynie w województwie świętokrzyskim zakład zaskarżył do WSA w Kielcach i do Najwyższego Sądu Administracyjnego zakaz budowy na nieobwałowanych terenach zalewanych przez rzekę Kamienną.

W gminie Oświęcim firma prowadząca punkt przeładunkowy zasypała gruzem, skałą i kamieniami, do wysokości 1,5 m, teren międzywału Wisły. Zmniejszyło to koryto wód powodziowych.

Ale dr Kuźniar przypomina, że same wały i zbiorniki nie zabezpieczą nas przed powodzią. – Położyliśmy kostkę i asfalt na ogromnych powierzchniach, a to nie sprzyja wsiąkaniu wody. Więcej trawy, mniej kostki – apeluje hydrolog. Podobno powtarzanie jest matką nauki. Oznacza to, że wielka woda w wielu miejscach Polski nikogo i niczego nie nauczyła.

[i]i.k., p.kob, eł, d.fr[/i]

Górny Śląsk. Dzielnicę Zabrza – Makoszowy i Przyszowice koło Gliwic, w sumie kilkadziesiąt domów – zalała rzeka Kłodnica. Powódź ominęłaby te tereny, gdyby nie wieloletni konflikt między mieszkańcami wsi a kopalnią Sośnica-Makoszowy.

Przez eksploatację węgla zapadł się wał przeciwpowodziowy i sąsiadujący z nim spory obszar. Ale kopalnia od trzech lat nie może naprawić szkód, bo mieszkańcy jednej z ulic nie chcą sprzedać kopalni gruntów pod inwestycję. Kopalnia daje 9 zł za 1 m, właściciele chcą 150 zł. Inwestycja miała być skończona pod koniec ubiegłego roku, a jeszcze się nie zaczęła.

Pozostało 94% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!