Sławomir Wróbel, który podczas spotkania kandydata PO na prezydenta Bronisława Komorowskiego z londyńską Polonią wręczył mu gumowego penisa i skandował: „Palikot, Palikot!”, to były sympatyk Platformy. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, miał m.in. wpływ na przebieg wizyty Donalda Tuska w Londynie w 2007 roku.
[b]Rz: Dlaczego dał pan marszałkowi Komorowskiemu akurat sztucznego penisa? Przecież Janusz Palikot używał też innych gadżetów: świńskiego łba, pistoletów i koszulek z nadrukami.[/b]
Sławomir Wróbel: Ten przedmiot jest najwyraźniejszym symbolem polityki Palikota – pozbawionej jakichkolwiek hamulców, żerującej na najniższych ludzkich instynktach. I ten człowiek, któremu normalnie nie powinno się podawać ręki, nie tylko tworzy najbliższe zaplecze polityczne kandydata na prezydenta, ale jest również jego drogim przyjacielem, któremu się wybacza wszystkie grzechy. Powstaje pytanie: a może to zaplanowana gra? Może Palikot służy tylko do odwracania uwagi od istotnych problemów? Może Palikot i Komorowski to tandem? Obawiam się, że gdyby Komorowski został prezydentem, to przeniósłby na salony europejskie nie tylko swoje gafy, ale i sposób uprawiania polityki przez Janusza Palikota.
[b]Pana protest był tylko wyrazem tej obawy?[/b]
Nie. To oczywiście również mocna reakcja na to, że Platforma okłamała wyborców. Że jej rządy są rządami Mirów, Grzechów, Zbychów i innych Rychów ubijających interesy nawet na cmentarzach. Nie powstaje tyle autostrad. Platforma nie dba o emigrantów, bo nie ma m.in. obiecanych ułatwień w urzędach dla tych, którzy po powrocie do Polski chcą założyć firmę.