Arbiter nazywał się Stephane Lannoy i nie był ani z Mali, ani z Nowej Zelandii – a sędziów z tych krajów na mundialu obawiano się najbardziej. Lannoy przyjechał z Francji, gdzie prowadzi zawody Ligue 1, ale widocznie blisko 100 tysięcy ludzi na Soccer City zrobiło na nim za duże wrażenie.
Sędzia nie wypaczył wyniku, bo Brazylijczycy pokazali Afryce, dlaczego jeszcze długo niczego na mistrzostwach świata nie osiągną nawet ich najlepsze drużyny, jednak drugi gol Luisa Fabiano – pięć minut po przerwie – strzelony został po tym, jak napastnik Sevilli dwa razy przyjął piłkę ręką. Gol był piękny, bo po drodze Fabiano przerzucił piłkę nad dwoma rywalami i minął trzeciego, ale nie wypadało się nawet po nim cieszyć. Lannoy na protesty piłkarzy Wybrzeża Kości Słoniowej tylko się uśmiechał.
Sędzia pomylił się też pokazując czerwoną kartkę Kace. Po pierwsze: to był Kaka, a on nie mógł się tak zachować. Po drugie: w tej sytuacji na upomnienie zasłużył Kader Keita, który przewrócił się, jakby raził go piorun i trzymał się za twarz, a powtórki pokazały, że to piłkarz WKS wpadł na Brazylijczyka. Kaka nie zagra w piątkowym meczu z Portugalią, który może decydować, kto zajmie pierwsze miejsce w grupie.
Ale niedzielny mecz to nie były tylko te dwa zdarzenia, to była przede wszystkim Brazylia, jakiej spodziewali się kibice. Po przerwie piłkarze Dungi wchodzili na wyższe obroty, do których nie pasowali ich rywale.
Samba zaczęła się jeszcze w pierwszej połowie, kiedy Kaka wymienił z Luisem Fabiano cztery podania – piętą, zewnętrzną częścią stopy, szybko po ziemi – i zrobiło się 1:0. Fabiano nie jest typem napastnika, którymi ostatnio Brazylia straszyła świat. Dunga nie zdecydował się postawić na wyrazistego lidera ataku. W ostatnich latach Ronaldo, Adriano, Romario czy Ronaldinho byli piłkarzami, do których szukało się pasującego otoczenia, teraz napastnik Sevilli równie często jak wykańcza akcje, zaczyna je konstruować.