Wczorajsza telewizyjna debata kandydatów była ostatnią przed II turą wyborów prezydenckich 4 lipca. – Było dużo ciekawiej niż w niedzielę, głównie dzięki Kaczyńskiemu, który tym razem nie unikał polemik – mówi Artur Wołek, politolog z PAN.
Już na początku Bronisław Komorowski próbował zaskoczyć Jarosława Kaczyńskiego, gdy wstał i podszedł do rywala z wyciągniętą ręką, namawiając do narodowej zgody. – Dobrze kilka razy podprogowo starał się przekazać hasło „Zgoda buduje” – zauważa dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z UW.
Inną broń przygotował Jarosław Kaczyński. Zaskoczył rywala, wyliczając jego sejmowe głosowania przeciw wydatkom na różne cele. Dłuższą chwilę zajęło Komorowskiemu znalezienie riposty.
Jak wynika z informacji „Rz”, jedną z osób przygotowujących prezesa PiS do debaty był Jacek Kurski, do tej pory odsunięty w kampanii na boczny tor. – Cieszę się, że zobaczyliśmy znów starego Jarosława Kaczyńskiego – mówi dr Materska-Sosnowska. – Był aktywny, konkretny, celnie punktował przeciwnika.
Komorowski powracał w debacie do wątków tej kampanii. Kilkakrotnie podkreślał, że jest ojcem pięciorga dzieci, wie zatem np., jak sprawiedliwie dzielić pieniądze. Kaczyński gratulował mu rodziny. Stwierdził jednak, że być może jest sprawiedliwy w rodzinie, ale dla Polaków jest liberalny.