Dirk Kuyt zaraz po wyjściu z szatni opowiadał o szczęściu, kolejnej asyście i pisaniu historii, której ostatni rozdział – z pięknym zakończeniem – powstanie na stadionie Soccer City w Johannesburgu. Jego koledzy pytani o prześcignięcie Johana Cruyffa czy Johana Neeskensa wiedzą, że muszą spuścić głowy, by w Holandii nie zadrżała ziemia. Tam gwiazdy lat 70. są nie do ruszenia, słowa Cruyffa analizuje się na tysiąc sposobów.
[srodtytul]Tylko jeden krok[/srodtytul]
– Ani ja nie przyjechałem zabierać sławę Rinusowi Michelsowi czy Ernstowi Happelowi, ani moi piłkarze nie chcą odbierać niczego swoim wielkim poprzednikom. Mamy szacunek dla tego, co reprezentacja Holandii osiągnęła w przeszłości, ale chcemy zajść jeszcze dalej. Teraz brakuje nam już tylko jednego kroku – mówił Van Marwijk.
W 1974 roku grający najpiękniej na świecie Holendrzy przegrali finał z RFN 1:2, mimo że prowadzili, zanim rywale zdążyli jeszcze dotknąć piłki. Przed turniejem kłócili się o pieniądze, ale konflikt pomógł załagodzić Cruyff, który pod koniec roku odebrał Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza Europy.
Cztery lata później Cruyffa już nie było, drużynę prowadził Happel, który w odróżnieniu od Michelsa większą wagę przywiązywał do wyniku niż widowiskowej gry. Holendrzy w finale znowu trafili na gospodarzy turnieju – przegrali z Argentyną 1:3 po dogrywce i na następną szansę gry o złoto musieli czekać 32 lata.
– Większości z nas nie było na świecie, gdy Holandia ostatni raz była tak wysoko. Ja niczego nie pamiętam. Ciągle słyszeliśmy tylko opowieści naszych rodziców czy starszych fanów o tym, jak piękne to były czasy. Później ciągle czegoś brakowało, sami czuliśmy, że coś jest nie tak, aż do teraz. Mam nadzieję, że najważniejszy mecz mojego życia będzie także najpiękniejszym, że nie zepsujemy sobie wspomnień. Pora odgonić złe duchy – mówił Giovanni van Bronckhorst, 35-letni kapitan reprezentacji.