Chodzi o 360 tysięcy złotych, wydanych m.in. na montaż i zdemontowanie rusztowań na Sukiennicach i przygotowanie Rynku Głównego do uroczystości. Faktura, razem z kosztorysem została dziś zwrócona miejskiemu Zarządowi Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
- Podejrzenia, że chcieliśmy dorobić przy okazji takiej uroczystości to skandal - mówi Jacek Bartlewicz, rzecznik Zarządu. - Wszystko jest udokumentowane, a odbiór wykonanych prac kwitował m.in. delegowany przez wojewodę inspektor. Oczywiście, odpowiemy na pismo wojewody, które przyszło do nas dopiero z dzisiejszą pocztą, ale faktura nie zostanie skorygowana, bo przedstawia rzeczywiste wydatki.
Koszty organizacji pogrzebu, które zwraca Krakowowi budżet państwa, są zresztą dużo wyższe - całość to ok. 3,7 mln złotych. I znaczna ich większość została już rozliczona. Krakowskie Biuro Festiwalowe dostało np. zwrot ponad 2,2 mln zł, wydanych m.in. na oprawę uroczystości, rozstawienie telebimów i koncerty zorganizowane przy okazji pogrzebu. Nieoficjalnie urzędnicy miejscy mówią, że sprawa ma wyraźny kontekst polityczny. Ich zdaniem, wojewoda Stanisław Kracik, który w wyborach samorządowych będzie ubiegał się o prezydenturę Krakowa jako kandydata Platformy Obywatelskiej chce pokazać, że lepiej dba o publiczne pieniądze niż służby obecnego włodarza miasta Jacka Majchrowskiego, który w boju o prezydenturę będzie rywalem wojewody. Popierany przez lewicę Majchrowski ma duże szanse na trzecią już kadencję.
- To niesprawiedliwe sugestie - oburza się Joanna Sieradzka, rzeczniczka wojewody. - Skoro są wątpliwości co do kosztów, Stanisław Kracik ma obowiązek ich wyjaśnienia, bo musi dbać o publiczne pieniądze. - To zresztą jedyna z 19 faktur Zarządu Infrastruktury, jaka została zakwestionowana. Dostaliśmy ją jako ostatnią, a wojewoda uważa, że np. choćby część owych rusztowań na remontowanych Sukiennicach była tam już przed uroczystościami pogrzebowymi. Rzeczniczka zaprzecza też, by odbiór prac akceptował przedstawiciel wojewody. - Inspektor robił to w imieniu Zarządu Infrastruktury - twierdzi.
Z kolei Jacek Bartlewicz wskazuje, że zanim poczta z zakwestionowaną fakturą dotarła do urzędników miejskich, o sprawie już dowiedziała się lokalna prasa.