Miał 14 lat, gdy na barykadzie u zbiegu ulic Królewskiej i Marszałkowskiej osobiście dekorował go gen. Tadeusz „Bór” Komorowski. Pomimo młodego wieku „Magik” wyspecjalizował się w niszczeniu czołgów. Podczas ciężkich walk w fabryce papierów wartościowych stracił prawe oko.
– Na kilka dni przed dekoracją Virtuti Militari wybrałem się na rekonesans do piwnic domów znajdujących się w rękach Niemców. Na jednym z podwórek natknąłem się na dwóch niemieckich oficerów. Blokowali mi przejście, więc skosiłem ich obu z błyskawicy. Jak to zrobiłem po utracie prawego oka? To proste. Strzelałem lewą ręką – wspomina Jerzy Bartnik.
Od początku nie miał złudzeń co do intencji stojących po drugiej stronie Wisły Sowietów.
[wyimek][b]Przeczytaj specjalny dodatek "Rz" [link=http://www.rp.pl/temat/516002_Muzy_stolicy__44.html]Muzy stolicy '44[/link][/b][/wyimek]
– Mój ojciec był oficerem legionowym i w naszym domu czczono legendę wojny 1920 roku. W bolszewikach widziałem śmiertelnych wrogów. Wiara w to, że oni nam pomogą, już wtedy wydawała mi się naiwna – relacjonuje. – Podczas jednej z powstańczych potyczek natknęliśmy się na jakiś oddział komunistycznej partyzantki. Ci ludzie już wtedy dzielili między siebie stanowiska, w przyszłej, podległej Sowietom, Polsce. Było to odrażające – podkreśla.