– Nie zdecydowałam się na to, bo propozycje wyjazdu były niejasne. Nie wiadomo, dokąd miał popłynąć statek – na Maltę czy na Kretę. I co dalej miałoby się ze mną stać. Przede wszystkim zaś nie chciałam tu zostawiać rodziny, mam już urodzone w Libii wnuki – mówi Bożena Erendt-Mustafa mieszkająca w tym kraju od 1978 roku. Także żadna z jej dziesięciu koleżanek, z którymi spotyka się co najmniej raz w tygodniu, nie opuściła miasta, w którym w połowie lutego oddziały lojalne wobec dyktatora Muammara Kaddafiego zabiły kilkaset osób. Jest tu jeszcze kilka innych rodzin polskich, z którymi pani Bożena nie utrzymuje stałego kontaktu. Cała Polonia z Bengazi została na miejscu.
– Jak widziałam w telewizji Al Dżazira ostrzeliwanie cywilów protestujących na ulicach, płonące budynki w centrum miasta, trupy, to wydawało mi się, że jestem w Afganistanie lub Iraku. Przez tyle lat patrzyłam na Bengazi zupełnie inaczej, nie wydawało mi się, że mieszkam w niebezpiecznym miejscu – opowiada Bożena Erendt-Mustafa, której dom stoi w dzielnicy willowej, z dala od terenów walk.Tam dobiegały tylko odgłosy wystrzałów. Polka czuła i nadal czuje się bezpieczna. Nie żałuje, że nie wyjechała. – Do Bengazi już raczej władza Kaddafiego nie wróci – dodaje.
Pani Bożena jest gospodynią domową, żoną emerytowanego księgowego Idrisa Saada, którego poznała, gdy odwiedzał Polskę w 1977 roku. Przyjechała do Libii rok później, porzucając Ursus. Wtedy był to kraj bardzo atrakcyjny dla przybyszów z PRL. W sklepach były francuskie perfumy i włoskie ubrania, o jakich w Polsce można było tylko marzyć.
– Gdy chciałam odwiedzić rodzinę w Polsce, to musiałam się starać o wizę. A potem wymieniać część pieniędzy po kursie oficjalnym, bo przybywałam z petrodolarowego raju – opowiada. Potem w Libii się znacznie pogorszyło. A w szczególności w Bengazi, bo jak gdzieś protestowano przeciw Kaddafiemu, to właśnie tutaj. Od 30 lat nie było w mieście prawie żadnych inwestycji. Nastąpił zastój. Podupadały domy, na drogach pojawiły się dziury, narastała frustracja.
W latach 80. w Libii były tysiące Polaków. Budowali drogi, domy, pracowali w szpitalach. Do dzisiaj się tu o nich pamięta, wielu spotkanych Libijczyków mówi „Dzień dobry" albo „Lato" (z tym że chodzi raczej o piłkarza niż o porę roku). W Bengazi była spora polska szkoła, do której dzieci posyłali też Bułgarzy, Ukraińcy i Jugosłowianie.