71-letni Peter Smedley, milioner cierpiący na stwardnienie zanikowe boczne, zdecydował się wypić przed kamerami truciznę i umrzeć. BBC, która wyświetliła szokujący dokument, znalazła się w ogniu krytyki.
Rz: Film został przez jednych określony jako "haniebny", a przez drugich jako "wzruszający". Jaki wpływ wywarł na Brytyjczyków?
prof. Malcolm Johnson:
Myślę, że na poziomie emocjonalnym bardzo duży. Ludzie zaczynają traktować ten temat poważnie. Problem wspomaganego samobójstwa pojawił się na forum publicznym nie więcej niż dziesięć lat temu. Przyczyniły się do tego głównie głośne przypadki Brytyjczyków, którzy pojechali do Szwajcarii, by zakończyć tam życie w klinice Dignitas. Ludzie zaczynają rozumieć, że ich ta sprawa także dotyczy. Każdy kiedyś zachoruje, każdy musi kiedyś umrzeć. Społeczeństwo się starzeje, a nowoczesna medycyna sprawia, że nawet z ciężką chorobą można żyć wiele lat. Tylko że są to często lata cierpienia.
Przeciwnicy wspomaganego samobójstwa oskarżyli BBC o propagowanie, nie po raz pierwszy, śmierci na życzenie. Czy taka jednostronność mediów sprzyja debacie?