Gen. Marian Janicki, szef BOR, awansowany wczoraj przez prezydenta Bronisława Komorowskiego na stopień generała dywizji, stwierdził, że w sprawie wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w kwietniu 2010 r. w Smoleńsku Biuro nie ma sobie nic do zarzucenia. A sprawdzanie lotniska czy obecność na wieży kontroli lotów nie należy do kompetencji BOR. – Nawet gdyby tam było 100, 200 naszych funkcjonariuszy, czy zapobiegłoby to katastrofie? Przecież samolot rozbił się przed lotniskiem – powiedział. Tłumaczył, że obecność BOR-owca na wieży mogłaby wywołać zarzuty, że stresował kontrolerów. Podkreślił też, że współpraca z Rosjanami w trakcie przygotowań wizyty była „znakomita".
Te słowa dziwią Rafała Rogalskiego, pełnomocnika części rodzin ofiar katastrofy. – Wątek organizacji wizyty i zaniechań BOR jest szczegółowo badany przez prokuraturę. Zachwyt szefa BOR jest niezrozumiały – mówi „Rz". Przypomina, że BOR spotykał się z Rosjanami w sprawie wizytacji lotniska, ale ostatecznie do niej nie doszło. – Gen. Janicki albo nie zna faktów, albo celowo nimi manipuluje.