Wielu ekspertów przewidywało, że Egipt po upadku Hosniego Mubaraka stanie się państwem islamskim. Krajem, który wprowadzi na swoim terytorium surowe prawo szarijatu. Ton opozycji miało nadawać fundamentalistyczne Bractwo Muzułmańskie. Na razie obawy te się nie sprawdzają. Coraz większą rolę w protestach przeciwko rządom wojskowych – którzy utrzymali kontrolę nad krajem – odgrywają kobiety.
Na słynnym placu Tahrir w Kairze, miejscu, gdzie na początku roku rozpoczęła się rewolucja, odbył się wielki protest kobiet. Rzecz na Bliskim Wschodzie niespotykana. Udział wzięły w nim zarówno Egipcjanki zawinięte w islamskie chusty, jak i z odsłoniętymi włosami. Połączył je sprzeciw wobec przemocy służb bezpieczeństwa skierowanej przeciwko kobietom.
– Generałowie wiedzą, że ludzie są zdesperowani i nie dbają o własne życie. Martwią się natomiast o swoje matki, żony i siostry. Upokarzając kobiety, chcą upokorzyć i zastraszyć cały egipski naród. Wiedzą, że to u nas bardzo drażliwa sprawa – powiedziała jedna z protestujących Nawara Negm.
Cały Egipt zszokował film z ulicznych zamieszek pokazujący grupę policjantów w hełmach, którzy ciągną po ziemi i tłuką pałami nieprzytomną młodą kobietę. W pewnym momencie zrywają z niej bluzkę i dziewczyna zostaje w samym staniku. Wtedy jeden z napastników kopie ją z całej siły w klatkę piersiową. „Dziewczyna w niebieskim staniku" – jak nazwały ją media – już stała się symbolem demonstracji, których organizatorzy uważają, że generałowie próbują „zniszczyć zdobycze rewolucji".
Drastyczne wideo zszokowało również sekretarz stanu USA Hillary Clinton. – Systematyczne prześladowania egipskich kobiet są obelgą dla rewolucji. Hańbą dla kraju i policyjnego munduru. To wielce niepokojące zjawisko – powiedziała szefowa amerykańskiej dyplomacji. I wezwała władze w Kairze, by dopuściły kobiety do władzy.