Okazuje się, że Margaret Thatcher potrafiła zrobić awanturę swoim współpracownikom, bo wydali na remont w siedzibie na Downing Street 2 tys. funtów. Upierała się, że 19 funtów za deskę do prasowania zapłaci sama.
Własnoręcznie malowała i tapetowała swoje rodzinne mieszkanie. Jej oszczędność wynika z kultury w jakiej została wychowana. Postawa taka ma głębsze przesłanie, jest to moralny purytanizm. To też kwestia religii i etyki pracy charakterystycznej dla niższych warstw klasy średniej. Ona oszczędność miała we krwi. To też efekt doświadczeń wojennych. Całe pokolenie, które ją przeżyło charakteryzuje większa powściągliwość w czynieniu wydatków. To też cecha Elżbiety II.
Królowa brytyjska oszczędza?
Tak. Mówi się o niej, że chodzi po pałacu królewskim i gasi światło. Wścibscy dziennikarze zauważyli, że królowa miała tę samą torebkę w czasie wizyty Richarda Nixona w 1970 roku, a także gdy spotkała się z Billem Clintonem w 1994 roku. Proszę sobie uzmysłowić, iż ta torebka wisiała w garderobie przez ćwierć wieku. Chodzi tu nie tylko o oszczędność, ale też i o styl. Oszczędność Margaret Thatcher oraz brytyjskiej monarchini to jednak dwa różne światy. Thatcher jako „prawicowa rewolucjonistka" krytykowała nie tylko socjalistów, lecz również nie darzyła sympatią arystokratów, którzy majątek dziedziczyli, a nie musieli nań zapracować. W lutym 1975 roku debiutująca w roli przywódczyni torysów Thatcher nie chciała się zgodzić na zwiększenie Listy cywilnej (Civil List) i podniesienie wydatków dworu. W tym samym czasie Elżbieta II czyniła przygotowania do podróży do Meksyku i Japonii, ograniczając swe potrzeby tylko do dwóch nowych kompletów strojów na każdy kraj. Resztę chciała obejść ubiegłoroczną kolekcją. Oszczędność jak widać przybierać możne różne barwy.
Thatcher zaciskała pasa nie tylko sobie, ale i Brytyjczykom.