Szczegóły koalicyjnego kompromisu premier i wicepremier przedstawią dziś na konferencji prasowej. Obaj politycy ustalili również, że PSL nie poprze wniosku „Solidarności" w sprawie referendum dotyczącego dłuższej pracy. Posłowie mają nad nim debatować jutro, na trwającym posiedzeniu Sejmu.
Przyjęcie przez parlament takiej propozycji oznacza, że 62-letnia kobieta, która zarabia średnią pensję (dziś wynosi ona 3600 zł) otrzyma z tytułu częściowej emerytury 685 zł, a jej docelowe świadczenie, w wieku 67 lat, wyniesie 1454 zł. Z kolei mężczyzna będzie mógł liczyć na 829 zł, a przechodząc na emeryturę w pełnym wieku dostanie 1696 zł. Tak wynika z wyliczeń Aleksandra Łaszka, ekonomisty z Fundacji FOR.
Ekonomiści obawiają się także, że wprowadzenie wyłomu od ogólnej reguły może skłaniać ubezpieczonych do częstego korzystania z wcześniejszych świadczeń. W efekcie, biorąc pod uwagę niski wiek uprawniający do emerytury (chodzi tu szczególnie o kobiety), może to spowodować mniejsze, niż pierwotnie wyliczał rząd, oszczędności dla budżetu i ZUS. Niższe więc też będą korzyści dla gospodarki i rynku pracy. Prof. Marek Góra, współtwórca reformy emerytalnej, zwraca ponadto uwagę, że rząd może wyświadczyć swoją decyzją niedźwiedzią przysługę kobietom.
– Firmy, wiedząc, że panie mogą wcześnie odejść z rynku pracy, będą pomijać je w awansach, podwyżkach czy szkoleniach – mówi „Rz" Góra. Jak dodaje, nie bardzo też wiadomo, dlaczego, jeśli docelowy wiek jest równy dla obojga płci, częściowa emerytura kobietom ma przysługiwać na trzy lata wcześniej niż mężczyznom. Tym bardziej że statystycznie żyją one dłużej.
Rząd czeka teraz przeprawa z projektem przez Sejm. Biorąc pod uwagę nastroje społeczne, powinno mu zależeć na szybkim jej uchwaleniu. Czy tak się stanie, zależy głównie od dyscypliny posłów koalicji. A z tą, jeśli wziąć pod uwagę drażliwość zmian w systemie emerytalnym, może być różnie.