Nikt w tym turnieju nie gra tak pięknie jak Niemcy. Strzelili dziewięć goli, wygrali wszystkie cztery mecze. Są faworytem półfinału także dlatego, że w ćwierćfinale nie mieli jak Włosi 120 minut walki na noże z Anglią, ale lekki i przyjemny sparing z Grecją. Ich mecz w Gdańsku odbył się w piątek, Włosi grali w niedzielę. A i tak Joachim Loew dał odpocząć trzem kluczowym zawodnikom – Lukasowi Podolskiemu, Mario Gomezowi i Thomasowi Muellerowi, jakby szykując ich na ostateczny szturm po złoto.
Za Niemcami przemawia wszystko: tempo gry, umiejętności piłkarzy i terminarz, ale jeśli mogą mieć w tym turnieju kłopoty, to z Włochami. Dwa dni przed meczem w krakowskiej Casa Azzurri Andrea Pirlo ze śmiertelnie poważną miną przekonywał: – Oglądałem wszystkie mecze Niemców. Myślę, że się nas boją.
Reprezentacja Niemiec ostatnio pokonała Włochów w 1995 roku, kiedy prowadził ją jeszcze Berti Vogts, w obronie rządził Matthias Sammer, a w ataku grał Juergen Klinsmann. Potem przyszło 17 trudnych lat, z upokorzeniem w 2006 roku jako największą zadrą. Na mundialu w Niemczech reprezentacja Klinsmanna wpadła na Włochów – jak teraz – w półfinale. Na stadionie w Dortmundzie kibice zrobili drużynie gości piekło i nagle w 119. minucie nastała cisza. Najpierw Fabio Grosso, a kilkanaście sekund później Alessandro Del Piero strzelili gole, które dały im finał.
Cesare Prandelli pamięcią sięgał jeszcze dalej, bo do 1970 roku i mistrzostw świata w Meksyku, kiedy także w półfinale mundialu Włosi wygrali 4: 3, po pięciu golach w dogrywce. W finale w 1982 różnica klas była wyraźna, Niemcy pod koniec spotkania przegrywali 0: 3, ale zdołali jeszcze strzelić honorowego gola.
– Takie są fakty, z historią nikt nie dyskutuje. Uważam jednak, że mamy już wystarczająco dojrzałą drużynę, by poradzić sobie i wreszcie pokonać Włochów – mówił Loew.