Papież Franciszek często wspomina o Szatanie, podczas jednej z pierwszych po wyborze homilii powiedział: „Kto nie modli się do Boga, to modli się do Szatana”. Jak to rozumieć?
To są niesamowite słowa, byłem zaszokowany, jak je przeczytałem. Ojciec Święty pokazał wszystkim katolikom, że mamy tylko jeden kierunek: Ewangelię. Jeżeli zostaliśmy ochrzczeni, czyli otworzyliśmy swoje serce przed Jezusem Chrystusem, to nie możemy już przestać modlić się do Boga, bo jeżeli przestaniemy, to automatycznie staniemy po drugiej stronie, po stronie Zła pisanego wielką literą. To samo mówi Apokalipsa: nie można być letnim – albo będziesz gorący, albo będziesz zimny. Cieszę się więc, że Ojciec Święty nie bał się tak mocno powiedzieć o potrzebie wiary, bo od Pawła VI żaden papież tak konkretnie nie postawił tej sprawy.
Na ile w dzisiejszym świecie można w ogóle mówić o Szatanie? To brzmi jak kazanie rodem ze średniowiecza.
To kwestia tego, jak podchodzimy dziś do wiary. Jeżeli poważnie traktujemy Ewangelię, to musimy przyjąć ją w całości: z objawieniem się Boga, jego miłością, ale także ze świadomością tego, że istnieje zło, także zło osobowe. Przecież nie brakuje w Piśmie Świętym opowieści, jak Jezus egzorcyzmował i wyrzucał z opętanych ludzi złe duchy. Niestety, nie brakuje w Kościele i ludzi zajmujących stanowisko liberalne, którzy choć może nie odrzucają istnienia zła, to jednak podważają osobowe jego istnienie. Banalizują ten problem, próbują go zepchnąć do przestrzeni fantasy i podchodzą do tego zagadnienia w kategoriach baśniowych.
W historii Kościoła poglądy podważające istnienie osobowego zła nie były rzadkością, może jest więc coś na rzeczy...